Tego
dnia reszta lekcji upłynęła w miarę możliwości spokojnie,
pozwalając mi się zastanowić nad tym co przez całe zajęcia
zajmowało moje myśli. Czy powinnam dzisiaj rzeczywiście spotkać
się z Kevinem ? A może nie mówił tego na poważnie. Już sama nie
wiedziałam co o tym myśleć. To wszystko wydawało się bez sensu.
I jeszcze ten pocałunek. Na samo wspomnienie tej chwili zarumieniłam
się lekko. Miał w sobie coś magnetyzującego ale gdzieś w środku
czułam że bezsensownie się nakręcam i w rezultacie nie wyniknie z
tego nic dobrego.
Wróciłam
do domu, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zastałam mamę. Kiedy weszłam
do kuchni, układała brudne naczynia w zmywarce.
-
Cześć. - przywitałam się. Trochę zdziwiła mnie jej obecność
bo zazwyczaj wracała do domu późnym wieczorem. Ostatnimi czasy nie
rozmawiałyśmy zbyt często, o ile w ogóle rozmawiałyśmy.
-
Cześć kochanie. Jak tam w szkole ? Wydarzyło się coś ciekawego ?
-
Wszystko OK. Tak jak zwykle. - po co miałam jej mówić o tym jak
się zachowała pani Peterson wobec mnie. Zapewne i tak nic by to nie
zmieniło, tylko zaczęłaby się niepotrzebnie denerwować, a ja
przecież nie potrzebuję niczyjej pomocy, radzę sobie.
Spojrzała
na mnie z zatroskaną miną, zamykając drzwiczki zmywarki.
-
Jesteś pewna ? Wyglądasz na zmęczoną...
-
Wydaje ci się. - ucięłam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę
schodów. Była dziwnie nadopiekuńcza. Nie pasowało to do niej.
-
Becca, kochanie. - zatrzymał mnie jej zatroskany głos. Wie że nie
lubię tego zdrobnienia ale mimo to wciąż zdarza jej się go
używać. - Wiem że ostatnio mało ze sobą rozmawiamy, przepraszam
że nie poświęcam tobie i Michaelowi tyle czasu ile bym chciała,
ale przecież sama wiesz że mam natłok pracy i nie jest mi łatwo.
- spojrzała na mnie przepraszająco - Od śmierci waszego taty...
-
Mamo. - przerwałam jej widząc co się święci, nie musi mi się
spowiadać dobrze wiem jak jest. Spróbowałam ją uspokoić,
widząc malujący się w jej oczach żal. - Nie tłumacz mi się. -
uśmiechnęłam się ciepło - Nie obwiniaj się, ja i Michael sobie
poradzimy. - powiedziałam spokojnie otaczając ją ramieniem w
geście pocieszenia. - Przecież jesteśmy już dorośli.
Od
śmierci taty, mama nie była już tą samą osobą. Z pełnej życia,
spontanicznej i zawsze uśmiechniętej kobiety, stała się smutna i
nieporadna. Bardzo schudła, oczywiście nadal była piękną
kobietą, ale jej hebanowo czarne włosy stały się cieńsze, a duże
oczy w kolorze wiosennej trawy zdawały się nie błyszczeć tak jak
kiedyś. Przez pewien okres czasu chodziła po domu, gładząc
palcami rzeczy należące do ojca i wybuchając płaczem za każdym
razem kiedy przypominała sobie że jego już nie ma. Los odebrał
jej osobę którą darzyła
niesamowitą romantyczną miłością i
nie zapowiadało się żeby w najbliższej przyszłości pokochała
kogoś na nowo.
W
końcu wszyscy pogodziliśmy się z tym że tata
już nigdy nie stanie w drzwiach, jak to zwykł robić po powrocie z
misji. Nie przytuli mnie i Michael'a mówiąc jak bardzo nas kocha i
że bardzo tęsknił. Nie złapie mamy w
ramiona, nie pocałuje i nie powie jak bardzo jest szczęśliwy że
ma nas.
Spojrzałam
w jej smutne
zielone
oczy. Były takie same jak oczy Michaela, miał też jej hebanowe
włosy. Był bardzo podobny do mamy ale oboje z Michaelem
odziedziczyliśmy
charakter po tacie. Byliśmy uparci i zawzięci tak samo jak on. Ja
oprócz tego jestem do taty bardzo podobna z wyglądu, mama czasem
wspomina że jak byłam mniejsza to byłam jego malutką dziewczęcą
repliką. Te same duże, stalowo szare oczy i jasno
brązowe
włosy.
- Kochanie chciałam przekazać ci dobrą nowinę. - powiedziała, wyglądało to tak jakby nagle wstąpiła w nią dawka nowej pozytywnej energii. Miałam złe przeczucia, zachowywała się dzisiaj dziwnie. Najpierw mi się rozczula a teraz zdaje się tryskać szczęściem.
- Poznałam wspaniałego mężczyznę. - zaświergotała mama, a w jej oczach zapłonęły wesołe ogniki - Jest naprawdę cudowny, ma na imię Nick. Spotykamy się od jakiegoś czasu.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś że kogoś masz ? - dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo się od siebie oddaliłyśmy. Byłam głupia że myślałam że tata dalej jest jedynym mężczyzną w jej życiu. Ale z drugiej strony przecież ma prawo ułożyć sobie życie na nowo. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Ten facet chyba nie ma zamiaru się tu wprowadzić. Mama może się umawiać z kim chce, ale mi nie uśmiecha się witać z otwartymi ramionami jakiegoś faceta udającego że może zastąpić mojego ojca.
- Na pewno go polubisz. Jest bardzo sympatyczny. - zaklaskała radośnie w dłonie – A już wkrótce go poznasz.
Szczerze w to wątpiłam. Mina lekko jej zrzedła, chyba nie wyglądałam na przekonaną.
- Kochanie chciałam przekazać ci dobrą nowinę. - powiedziała, wyglądało to tak jakby nagle wstąpiła w nią dawka nowej pozytywnej energii. Miałam złe przeczucia, zachowywała się dzisiaj dziwnie. Najpierw mi się rozczula a teraz zdaje się tryskać szczęściem.
- Poznałam wspaniałego mężczyznę. - zaświergotała mama, a w jej oczach zapłonęły wesołe ogniki - Jest naprawdę cudowny, ma na imię Nick. Spotykamy się od jakiegoś czasu.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś że kogoś masz ? - dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo się od siebie oddaliłyśmy. Byłam głupia że myślałam że tata dalej jest jedynym mężczyzną w jej życiu. Ale z drugiej strony przecież ma prawo ułożyć sobie życie na nowo. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Ten facet chyba nie ma zamiaru się tu wprowadzić. Mama może się umawiać z kim chce, ale mi nie uśmiecha się witać z otwartymi ramionami jakiegoś faceta udającego że może zastąpić mojego ojca.
- Na pewno go polubisz. Jest bardzo sympatyczny. - zaklaskała radośnie w dłonie – A już wkrótce go poznasz.
Szczerze w to wątpiłam. Mina lekko jej zrzedła, chyba nie wyglądałam na przekonaną.
-
Wychodzę dzisiaj wieczorem. - powiedziałam spokojnie i skierowałam
się w stronę schodów chcąc jak najszybciej się ulotnić.
- Z
kim idziesz ? Znam go ? O której wrócisz ? Gdzie idziecie ?
- Z
kolegą, nie znasz go. Jeszcze nie wiem gdzie idziemy, ale na pewno
wrócę przed dziesiątą. - odpowiedziałam próbując zmusić się
do uśmiechu
Chwilę
później siedziałam w swoim pokoju, wpatrując się w topniejące
sople lodu zwisające z krawędzi rynny i rozmyślałam. Kiedy tu
weszłam zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Okno było otwarte
na oścież, co było dosyć dziwne bo nie pamiętam żebym je tak
zostawiała, a nie mogła tego zrobić mama bo pokój był zamknięty
na klucz. Coraz częściej kiedy wchodziłam tu po mojej dłuższej
nie obecności
wyczuwałam czyjąś obecność. Coraz
częściej czułam się tu obco
i nieswojo.
Dochodziła szósta więc powinnam zacząć się przygotowywać. Chodziłam po pokoju w tę i z powrotem szukając czegoś odpowiedniego. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam w co się ubrać.
Dochodziła szósta więc powinnam zacząć się przygotowywać. Chodziłam po pokoju w tę i z powrotem szukając czegoś odpowiedniego. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam w co się ubrać.
W
końcu założyłam zwykły biały sweter i granatowe rurki, po czym
zrobiłam delikatny makijaż i dokładnie wytuszowałam rzęsy.
Spojrzałam
na swoje odbicie w lustrze, musiałam przyznać że wyglądam całkiem
nieźle.
Spojrzałam
na wyświetlacz komórki, było pięć po szóstej. Podeszłam do
okna zawstydzona tym że spóźniam się na pierwsze spotkanie, ku
mojemu zdziwieniu na podjeździe było pusto. Rozejrzałam się ale
po chwili odetchnęłam z ulgą i podeszłam do lustra żeby
rozczesać włosy. Kiedy skończyłam, były gładkie i błyszczące,
ułożyłam je palcami po czym usiadłam z
powrotem
przy oknie opierając twarz na dłoniach.
Posiedziałam
tak chwilę. Po pewnym czasie za oknem zaczął padać deszcz ze
śniegiem. Skierowałam swój wzrok na komórkę. Półnagi Mark
Wahlberg uśmiechał się do mnie z czarno białej tapety eksponując
przy tym umięśnioną klatkę piersiową. Była za piętnaście
siódma.
Byłam
już lekko zniecierpliwiona ale dalej wyrozumiale próbowałam
wmawiać sobie że coś mu wypadło i na pewno za chwilę przyjedzie.
Ale tak się nie stało. Z każdym przejeżdżającym samochodem
ulatniała się ze mnie nadzieja.
Wkrótce
moje rozdrażnienie ustąpiło miejsca głębokiemu rozczarowaniu.
Skarciłam się w myślach za to że zrobiło mi się przykro. To nie
ma sensu, przecież prawie go nie znam, więc dlaczego miałabym
przejąć się tym że nie przyszedł. Ale się przejęłam,
choć teoretycznie nie powinnam.
Jeżeli facet wystawia cię do wiatru, to zawsze boli, czy go
znasz nie ma znaczenia.
'
Przestań gapić się na każdy przejeżdżający samochód, jak
jakaś naiwna idiotka. On nie przyjedzie. Przecież wiesz. ' -
usłyszałam cichutki, niezadowolony głos w mojej głowie.
Wiedziałam.
Przebrałam
się w coś wygodniejszego i zeszłam na dół. Mama siedziała na
kanapie i oglądała ' The Jerry Springer Show ', kiedy mnie
zobaczyła, ułożyła się wygodniej na swoim miejscu i zapytała.
-
Wychodzisz już ?
-
Tak.
Spojrzała
na mnie i cmoknęła
z dezaprobatą.
-
Idziecie na siłownie ? - zapytała, mierząc moje sprane dresy,
podejżliwym wzrokiem.
-
Nie, idę się przejść. Sama. - powiedziałam w momencie kiedy na
ekranie jakaś otyła afroamerykanka zamachnęła się żeby uderzyć
stojącą obok blondynkę.
-
Masz telefon ? Robi się już ciemno.
-
Wrócę przed dziesiątą. - powiedziałam zarzucając na siebie
kurtkę.
I
wyszłam. Na zewnątrz było zimno, mój oddech po chwili zmienił
się w mały obłoczek gęstej pary. Śnieg nie przestawał padać,
to chyba już ostatni tej zimy. Poczułam jak płatki topią się w
moich włosach pozostawiając po sobie mokre ślady, zarzuciłam na
głowę kaptur i rozejrzałam dookoła. Ciemny las dookoła wyglądał
dziś jeszcze mroczniej niż zazwyczaj. Powyginane spazmatycznie,
konary drzew rzucały złowrogie cienie, a jedynym źródłem światła
były migocące w sklepieniu niebieskim gwiazdy. Zawahałam się, ale
po krótkiej chwili namysłu puściłam się biegiem w głąb lasu.
Splątane na ziemi korzenie utrudniały mi pokonywanie kolejnych
metrów i kilka razy omal się nie przewróciłam, ale nawet to nie
powstrzymało mnie przed wznowieniem biegu. Po kilku minutach
dotarłam do niewielkiej polany położonej w głębi lasu, w tym
miejscu odsunięte od siebie korony drzew ukazywały skrawek usianego
gwiazdami nocnego nieba. Znałam to miejsce. Zawsze spacerowałam
tędy kiedy było mi źle, musiałam coś przemyśleć lub po prostu
naszła mnie ochota.
Zamknęłam
oczy i usłyszałam szemranie zimnego strumyka płynącego nieopodal.
Podbiegłam w jego stronę, nie patrząc pod nogi i potykając się
kilka kroków o wystające korzenie drzew. Strumień był bardzo
wąski, liczne kamienie odbijały księżycową poświatę,
rozchlapując wodę dookoła. Kiedy zanurzyłam w nim dłoń przeszył
mnie zimny dreszcz i wyciągnęłam z niego rękę, tak samo szybko
jak ją tam wsadziłam. Woda była lodowata.
Nocną
ciszę zakłócaną jedynie cichutkim szelestem wody rozbijającej
się o brzegi strumyka przerwało nieludzkie wycie. Wycie tak głośne
i przerażające że zmaterializowało elektryzujący dreszcz który
przebiegł po moim kręgosłupie i uniósł
włoski na karku. Odgłos tak mroczny że dociera przez uszy i mózg
do zwierzęcych instynktów które dawno temu zatarła w nas
cywilizacja.
Wilki.
Poczułam
narastający niepokój, ale po chwili uspokoiłam się tłumacząc
sobie że dźwięk dochodzi z daleka i pozostałam w poczuciu
złudnego bezpieczeństwa. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w
szelest wody w strumyku i wpuściłam
do płuc wilgotne powietrze pachnące
sosną, mokrym mchem i... sierścią.
Odtrąciłam
jednak tę myśl i puściłam się biegiem wzdłuż
strumyka. Bieganie zawsze mnie odprężało. Oddychając głęboko
zamknęłam oczy i pozwoliłam zimnemu wiatrowi kłuć delikatnie
moje policzki i przeczesywać włosy. Dopamina powoli rozlewała się
po moich żyłach, powodując przyjemne dreszcze na mojej rozgrzanej
od biegu skórze. Biegłam tak uniesiona euforią czując niesamowitą
wolność. Wrażenie że teraz nikt nie może mi absolutnie niczego
zakazać. Zastrzyk endorfin spowodowany biegiem wywołał uśmiech na
mojej smaganej wiatrem twarzy.
Nagle
poczułam zderzenie, jakbym wbiegła w mur. Impet uderzenia sprawił
że zatoczyłam się do tyłu i upadłam na zimną wilgotną glebę.
Zakręciło mi się w głowie w której wykwitł ogromny ból, po
dłuższej chwili której potrzebowałam na odzyskanie świadomości
usłyszałam wiązankę przekleństw, dochodzących zapewne z ust
mojego napastnika. Owa postać siedziała na ziemi rozmasowując
czoło i posyłając mi rozgniewane spojrzenia. Był to chłopak z
kędzierzawymi włosami w odcieniu słomkowego blondu.
Sekundę
później do moich uszu doleciał warkot, który niewątpliwie nie
należał do chłopaka. Z za drzew wyłoniła się wataha wilków,
ich srebrzyste futro falowało na wietrze odbijając srebrzystą łunę
księżycowego światła, przedzierającego się przez korony drzew.
Wyglądały majestatycznie i... groźnie.
Znieruchomiałam,
strach sparaliżował moje mięśnie. Chłopak wstał pośpiesznie,
nie tracąc czasu na takie drobiazgi jak strzepywanie ziemi z
ubrania, która w tej chwili zmieszana z innymi elementami ściółki
leśnej zdobiła jego garderobę. Przebiegł koło mnie łapiąc za
mój nadgarstek i ciągnąc mnie za sobą. Widząc że dalej wlepiam
spanikowany wzrok w biegnące w naszą stronę wilki, ścisnął
mocniej moją rękę.
-
Biegnij! - krzyknął tonem nieznoszącym sprzeciwu, ciągnąc mnie
za sobą.
Oprzytomniała
pod wpływem, ukłucia w nadgarstku, wstałam i puściłam się
biegiem w przeciwną stronę, prawie go wyprzedzając.
Biegliśmy
przez las na złamanie karku, cudem nie łamiąc sobie przy tym nóg.
Nie mogliśmy tak biec w nie skończoność, z każdą sekundą
odległość dzieląca nas od watahy malała, napawając nas coraz
większym strachem. Kiedy przebiegaliśmy koło rozłożystego dębu
z nisko osadzonymi gałęziami, chłopak przystanął.
- Na
górę. - poinstruował mnie ciężko dysząc. Zawahałam się
niepewna czy dam radę wdrapać się dostatecznie wysoko, ale z racji
że nie uśmiechało mi się zostawać na jednej płaszczyźnie z
rozwścieczoną watahą, posłusznie wdrapałam się na pobliską
gałąź. Chłopak uczynił to samo. Wdrapywaliśmy się tak po
konarach wielkiego drzewa, do momentu aż nie poczuliśmy się
wystarczająco bezpiecznie aby zaprzestać wspinaczki.
Wilki
zebrały się pod drzewem, okrążając je kolejno. Chyba liczyły że
któreś z nas spadnie. Obserwowałam w napięciu jak skaczą na
gałąź, żeby zaraz się z niej ześliznąć i wylądować na
ziemi. Po kilku minutach, widocznie znudzone tą zabawą w kotka i
myszkę, godnie ruszyły w stronę z której przybiegliśmy.
Odetchnęłam z ulgą. Chłopak widząc oddalającą się watahę
zrobił to samo, na jego chudej spoconej twarzy dostrzegłam cień
uśmiechu.
Siedzieliśmy
na gałęziach opierając się o pień ogromnego drzewa i patrzyliśmy
na znikające w leśnej gęstwinie sylwetki wilków. W tej chwili,
gdy napięcie zaczęło opadać, moje zdziwienie i strach zaczęły
przeradzać się w rozpaczliwą wściekłość i irytację.
- Co
to miało być ? - warknęłam na usadowionego na sąsiedniej gałęzi
chłopaka. - Chciałeś żeby cię rozszarpały ? Kto normalny biega
po lesie ze stadem wilków o tej porze ?
- W
zasadzie to wilki nie tworzą stad, - odparł beznamiętnie,
najwyraźniej nie poświęcając moim krzykom więcej uwagi, niż
uważał za potrzebne - tylko watahy. - dodał nawet na mnie nie
patrząc. W tym momencie moja irytacja dodatkowo wzrosła.
-
Taaak ? W takim bądź razie mogłam cię tam do nich zrzucić. Wtedy
mógłbyś lepiej poznać ich obyczaje! - nie przestawałam krzyczeć.
-
Odwal się. Gdybym cię stamtąd nie zabrał, rozszarpałyby cię. -
on tez zaczynał podnosić głos.
-
Gdybyś na mnie nie wpadł, nie zaczęłyby mnie gonić!
- A
więc to moja wina ? Jaka normalna dziewczyna biega w nocy po lesie,
jeszcze do tego z zamkniętymi oczami ?
-
Gdybyś się nie szlajał po niebezpiecznej części lasu pewnie by
tu nie przybiegły. - w pewnym momencie zrobiło mi się głupio że
zaczęłam na niego krzyczeć i poczułam wyrzuty sumienia
spowodowane tym że wylałam na niego całą frustrację która
zbierała się we mnie przez cały dzień. Przecież on tylko uciekał
przed wilkami. Powinniśmy się oboje cieszyć że nic nam nie jest.
Ale zamiast tego umilkliśmy. Czułam że powinnam przeprosić za mój
wybuch ale słowa uwięzły mi w gardle. Dopiero teraz mogłam
się mu dokładniej przyjrzeć. Miał krótkie blond włosy w
grzywką, zadziornie opadającą mu na oczy w kolorze jasnego
błękitu, o odcieniu tak zimnym że na sam widok po moich plecach
przebiegł dreszcz. Był nie wysoki i szczupły. Nie był tak
przystojny jak Kevin, ale miał w sobie coś przyciągającego uwagę.
Oczy. Zdawały się przeszywać na wylot każdego na kim dłużej
zawiesiły wzrok.
-
Jestem Rebecca. - przemogłam się ale odpowiedziała mi jedynie
cisza.
-
Christopher. - powiedział po chwili, jakby z wahaniem i spojrzał na
mnie nieco cieplej, jednak nie przestając świdrować mnie
spojrzeniem lodowatych oczu.
_______________________________
Mam
nadzieję że nie zawiodłam nikogo zbytnio. Postaram się żeby
następne rozdziały były ciekawsze. Czytajcie, komentujcie i
głosujcie w ankiecie to bardzo motywuje :D Dzięki temu pokonuje
czasem swoje lenistwo i coś tu piszę.
Twój blog został nominowany do LBA :)
OdpowiedzUsuńWięcej informacji tutaj: http://opowiadannia.blogspot.com/2014/01/nominacja.html
Bardzo mi się podoba twój blog :D
OdpowiedzUsuńej , masz talent :p
OdpowiedzUsuńwciąga mnie twój blog ! ;d
OdpowiedzUsuń