niedziela, 15 grudnia 2013

Promise, Rozdział 3


  Gruba warstwa śniegowych chmur okryła niebo płaszczem w odcieniach srebra, pozwalając przedrzeć się tylko nielicznym promieniom słońca. Śnieg dawno stopniał pozostawiając po sobie szarą pluchę. Miałam już dość tej pogody, z resztą podejrzewam że nie ja jedyna. Nawet Michael wydawał się być bardziej marudny niż zwykle. Jest już marzec więc mam nadzieję że taki stan rzeczy nie potrwa już długo. Jedynie las okalający zewsząd całe miasteczko, wydawał się mniej mroczny niż zwykle. Resztki śniegu pozostałego w dołkach i między korzeniami drzew zdawały się go rozświetlać. Pamiętam jak kiedyś ktoś opowiadał mi o tym co się zdarzyło w tym lesie, podobno niegdyś powiesili się tu zakochani. On pochodził z bardzo zamożnej rodziny, natomiast ona była zwykłą dziewczyną ze slumsów. Kiedy jego rodzina dowiedziała się o tym że są razem, zabroniono mu się z nią spotykać, tylko dlatego że nie pochodziła jak on z 'dobrego domu'. Ona się załamała, ponieważ bardzo go kochała i wtedy On wymyślił że skoro nie mogą być razem za życia to spotkają się po drugiej stronie. To zarazem straszne i romantyczne. Ich ciała znalazła jakaś mała dziewczynka która zgubiła się w lesie.
 - Nie śpij, jesteśmy na miejscu. - spokojny głos Kevina wyrwał mnie z zamyślenia.
  Przetarłam jeszcze nieco zaspane oczy i spojrzałam na niego. Uśmiechał się zadziornie, bacznie mi się przyglądając. W końcu dotarło do mnie z pewnym opóźnieniem, że stoimy przed szkołą.
- Skąd wiedziałeś że chodzę tu do szkoły ? - zapytałam, w dalszym ciągu nie bardzo rozumiejąc jak się tutaj znaleźliśmy.
- Ta jest najbliżej miejsca w którym się spotkaliśmy. - powiedział uśmiechając się nonszalancko.
- ''Spotkaliśmy'' - przedrzeźniłam go i parskęłam śmiechem - Zabawnie nazywasz sytuację po której mogła zostać po mnie mokra plama na asfalcie. - dodałam z lekkim wyrzutem. On tylko roześmiał się na te słowa, wyraźnie nic sobie nie robiąc z mojego oskarżenia. Lubiłam go, choć znałam go zaledwie jeden dzień, to miał w sobie coś takiego że nie potrafiłam inaczej. Pomijając sposób w jaki się uśmiechał, sprawiał wrażenie takiego... szczęśliwego i beztroskiego.
 Uśmiechnęłam się w duchu, po czym przez szybę do naszych uszu wdarł się odległy dźwięk. Zadzwonił dzwonek, sygnalizujący rozpoczęcie zajęć. Spojrzałam na parking przed szkołą. Zgraja dzieciaków którzy jeszcze nie weszli do budynku, dopalała papierosy kierując się w stronę wejścia.
- Powinnam już iść... - powiedziałam i w jednej chwili lekko posmutniałam. Dotarło do mnie że najprawdopodobniej już więcej się nie spotkamy. Nie chciałam wysiadać z Jeep'a ale wtedy drugi dzwonek rozbrzmiał nieubłagalnie przypominając mi o swoim istnieniu. Parking był pusty. Zapadła cisza. - Więc dzięki za podwózkę. - dodałam uśmiechając się niepewnie i nacisnęłam klamkę.
 Ku mojemu zdziwieniu drzwi ani drgnęły. Spróbowałam jeszcze raz. Dalej nic.
- Co jest... - mruknęłam pod nosem, coraz gwałtowniej szarpiąc za klamkę. - Zamknąłeś je ?
 Cisza. Kevin siedział nieruchomo na miejscu kierowcy, szczerząc do mnie idealnie białe zęby, w łobuzerskim uśmiechu.
- Otwórz, muszę iść do szkoły. - syknęłam już lekko poirytowana.
- Daj mi powód. - odrzekł spokojnie akcentując każde słowo.
- Nie bądź śmieszny. - parsknęłam już całkiem zbita z tropu.
- Mam bardzo dużo czasu. -powiedział nie przestając się uśmiechać i przeczesał ręką włosy, mierzwiąc je jeszcze bardziej. Z trudem powstrzymałam się od cichego westchnięcia.
- A więc się ze mną droczysz, tak ? - zaśmiałam się nerwowo,  dalej nie rozumiejąc o co mu chodzi.
Uśmiechnął się tylko ale nie odpowiedział wciąż lustrując mnie wzrokiem.
- Więc ?
- Więc... - powtórzył. W tym momencie usłyszałam dźwięk przeskakującego zamka. Pociągnęłam za klamkę. Tym razem drzwi samochodu otworzyły się bez najmniejszego problemu. - Ty jakoś ładnie się ubierzesz a ja przyjadę po ciebie o szóstej. - ciągnął z lekkim uśmiechem.
 Parsknęłam po raz kolejny, zdziwiona jego bezczelnością.
- A jeżeli nie zechcę ? - zapytałam ciekawa tego co odpowie.
- To nie było pytanie. - powiedział jakby trochę poważniej - Ale jeżeli nie będziesz chciała to po prostu nie wyjdziesz. - dodał mimochodem i lekko wzruszył ramionami.
- Pa. - powiedziałam i otworzyłam szerzej drzwi, z zamiarem opuszczenia pojazdu ale coś mnie zatrzymało. Jego ręka delikatnie zacisnęła się na moim nadgarstku. Kątem oka  zobaczyłam że mi się przyglądał z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Zbliżył powoli swoją twarz do mojej tak jakby chciał powiedzieć mi coś bardzo poufnego ale jednocześnie bał się mojej reakcji. Poczułam na skórze ciepło jego oddechu. Wtedy zdarzyło się coś co całkowicie mnie zaskoczyło. Pcałował mnie. Tak poprostu. Złożył krótki ale bardzo zmysłowy pocałunek na moich ustach, by oderwać się od nich po chwili.
 Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powinnam zrobić, normalnie bym dała mu w twarz, ale miał w sobie coś takiego że za nic w świecie nie chciałam tego zrobić, więc poprostu speszona wysiadłam z samochodu. Trzasnęłam drzwiami, trochę za mocno. W tem poczułam jak rumieniec rozlewa się po mojej twarzy. W myślach podziękowałam Bogu, że tego nie widział. Jeszcze pomyślałby że mi sie to podobało. Właśnie, podobało mi się ? Dlaczego go nie odepchęłam ? Dotknęłąm opuszkami palców dolnej wargi, dalej czułam smak jego ust. Przeklęłam się w myślach.
 Bo zapragnęłam więcej.
 Idąc przez parking, poczułam na sobie czyjeś spojrzenia, przebiegłam wzrokiem po oknach budynku, ale nikogo nie zauważyłam. Kiedy weszłam do środka, korytarze były już puste, wygrzebałam z torby plan zajęć żeby dowiedzieć się gdzie powinnam iść, kiedy na kartkę padł cień i usłyszałam zniecierpliwione chrząknięcie. Podniosłam głowę znad planu i moim oczom ukazała się rozpromieniona twarz Evelyn.
- Eve! - krzyknęłam uradowana rzucając jej się na szyję - Nie widziałam cię chyba z pół roku.
- Tęskniłam za tobą. Kanada jest OK, ale tam nie ma Ciebie. Tak się cieszę że Cię widzę. - powiedziała ściskając mnie mocno - Ale widzę że w tej dziurze przez ten czas nic się nie zmieniło. Widziałam dzisiaj królową suk.
- Ja jeszcze nie miałam tej przyjemności. - odpowiedziałam ze sporą dawką sarkazmu - Tak cieszę się że wróciłaś mam ci tyle do powiedzenia.
 Jej błękitne oczy się rozjaśniły, ukazując jej urodę w pełnej okazałości. Jeżeli chodzi o wygląd to dosyć mocno się różnimy. Eve jest bardzo ładna, ma twarz w kształcie serca, piękne brązowe oczy, alabastrową cerę i czarne splątane loki do ramion, natomiast ja mam okrągłą twarz, długie orzechowe włosy i oczy w zimnym odcieniu stali. Przyjaźnimy się od trzeciej klasy podstawówki. Eve jakiś czas temu wyjechała z rodzicami do Kanady gdzie jej tata dostał pracę, ale nie zostali tam długo.
- Ej Rebel, - szturchnęła mnie. Zawsze tak na mnie mówiła, sama nie wiem czemu, ona zapewne też tego nie wiedziała. - Masz czas się dzisiaj spotkać ?
 Zastanowiłam się chwilę i od razu przypomniałam sobie o Kevinie.
- Dzisiaj nie mogę. - uśmiechnęłam się przepraszająco, - Może jutro ?
- Ok, o 16 ?
- Jasne. Wybacz ale muszę spadać. Mam fizykę z jędzą. - pożaliłam się na co ona tylko uśmiechnęła się i posłała mi współczujące spojrzenie.
 Pożegnałyśmy się szybko i poszłam do szafki żeby zostawić tam kurtkę i następnie udać się na lekcje. Chwilę później stałam przed drzwiami pracowni fizycznej. Nie chciałam tam wchodzić, wiedziałam co mnie czeka po wejściu do klasy, ale nie miałam wyboru. Moja sytuacja w związku z licznymi nieobecnościami nie była ciekawa, do tego nauczycielka to stara, wredna jędza która, napewno nie przepuści okazji do popastwienia się nademną. Chwilę jeszcze walczyłam ze sobą, ale zaraz się przemogłam i nacisnęłam klamkę.
 W klasie było dużo jaśniej niż na korytarzu, mimo że liczne drzewa za oknami rzucały długie cienie na całe pomieszczenie. Kiedy tylko weszłam do środka wydukałam ciche 'Dzień dobry', spuściłam głowę i skierowałam się w stronę przed ostatniej ławki. Ale głos nauczycielki zatrzymał mnie w pół kroku.
- Widzę że panna Adler postanowiła zaszczycić nas swoją obecnością. - powiedziała pani Peterson z sadystycznym uśmiechem na ustach - Zaprawdę jesteśmy ci wdzięczni za ten zaszczyt. Może więc okażesz nam jeszcze więcej łaski i opowiesz co Cię skłoniło do tak heroicznego czynu ? -
 Znowu się zaczyna, przemknęło mi przez myśl. W jednej chwili cała klasa pochyliła niżej głowy nad podręcznikiem unikając kontaktu wzrokowego, tylko parę osób posłało mi spojrzenia pełne współczucia. Zapanowała idealna cisza, przerywana tylko tykaniem zegara powieszonego nad tablicą. Pewnie wszyscy właśnie dziękowali Bogu za to że nie są na moim miejscu.
- Więc ? Nie odpowiesz ? - ciągnęła nauczycielka, patrząc mi prowokacyjnie w oczy - W takim razie podziel się z nami zapewne bardzo interesującą historią, a mianowicie co było na tyle ważne że zatrzymało cię przed dotarciem na drugą lekcję na czas ? - milczałam wbijając w nią nienawistny wzrok. - A więc milczysz. - kontynuowała z zadowoleniem - Widziałam że ktoś cię podwiózł, twój chłopak ?
 Cisza.
- A może sponsor ? Wiesz moja droga słyszałam że wśród młodych dziewczyn to bardzo częste zjawisko. -na jej słowa Marcie zachichotała złośliwie, a po chwili parę dziewcząt w klasie, jej zawtórowało. Posłałam Marcie złowrogie spojrzenie. Było widać że  Peterson bardzo chce zostawić mnie w klasie nie odbierając sobie przy tym przyjemności sponiewierania mnie. Ale robienie ze mnie dziwki to była już lekka przesada.
- O sponsoringu powinna pani rozmawiać raczej z Marcie. - opowiedziałam jej spokojnie, na co Marcie oderwała na chwile oburzony wzrok od paznokci które właśnie wyrównywała pilniczkiem i wykrzywiła usta łypiąc na mnie spode łba. - Podwiózł mnie znajomy, ale to co robię zanim wejdę na teren szkoły to już nie pani sprawa.
- Mnie koledzy nie podwozili do szkoły... - kontynuowała nie ugięta nauczycielka.
- Na ich miejscu tez nie wpuściłabym pani do samochodu. - przerwałam jej i odchrząknęłam, nie szczędząc jej złośliwego uśmiechu. Jej twarz wyraźnie poczerwieniała zdradzając wyprowadzenie z równowagi. Pani Peterson była tęgą, niesamowicie złośliwą kobietą po czterdziestce, wykazującą wyraźne skłonności do znęcania się nad uczniami. Nie byłam jej pierwszą ofiarą. A może wrogiem ? Nie wiedziałam jak określić nasze relacje.
- Ciekawe czy będziesz taka pyskata jak wystawię ci dwa na koniec roku. - syknęła piorunując mnie wzrokiem. Spojrzałąm na nią chłodno.
 Zadzwonił dzwonek. Wybiegłam z klasy zostawiając za sobą wściekłą nauczycielkę.
___________________________

Jestem średnio zadowolona z tego rozdziału, zaczynam myśleć że niepotrzebnie wszystko zmieniałam ale mam nadzieję że w miarę rozwoju akcji będzie lepiej :) Mam nadzieję że wam się podoba.



niedziela, 8 grudnia 2013

Promise, Rozdział 2

Nacisnęłam dzwonek po raz kolejny, bo w dalszym ciągu nikt nie otwierał. Mama pewnie jest w pracy i wróci wieczorem, ale Michael na pewno siedział w domu. Naciskałam dzwonek tak długo aż nie usłyszałam odgłosu kroków na schodach i krzyku Michaela 'No chwila, przecież już idę'. Po paru sekundach drzwi się otworzyły a zza nich wychyliła się znudzona twarz Michaela.
- A ty tu czego? - zapytał żartobliwie.
- Jak byś raczył zauważyć kochany braciszku, ja też tu mieszkam. - odparłam ze sztucznym uśmiechem, wpychając się między niego a drzwi.
- Skoro tu mieszkasz to może łaskawie wzięłabyś klucze i sama sobie otworzyła ?
- Skoro masz 19 lat to może łaskawie wziąłbyś się za jakąś robotę i wyprowadził ? - zapytałam złośliwie.
- Nie bądź taka mądra bo następnym razem cię nie wpuszczę i będziesz spać na wycieraczce.
- Też cię kocham braciszku. - zakończyłam sztucznie się uśmiechając, na co mój brat prychnął odwracając się na pięcie i odszedł z założonymi rękami. Wyglądał teraz jak obrażony przedszkolak, któremu ktoś zabrał ulubione klocki.
Zdjęłam buty i kurtkę, po czym przeszłam przez salon i weszłam do kuchni. Od tego całego zamieszania zrobiłam się strasznie głodna. Otworzyłam lodówkę, z nadzieją że znajdę tam coś nadającego się do zjedzenia.
No tak, mama znowu zapomniała zrobić zakupy. Postanowiłam że zrobię je sama, ale później, teraz byłam zbyt głodna. Otworzyłam zamrażarkę w poszukiwaniu frytek. Wyciągnełąm paczkę i nagrzałam piekarnik.
- Michael. Zrobić ci frytki ?! - zapytałam.
Cisza. Pewnie znowu gra.
Nalałam sobie szklankę soku porzeczkowego i wdrapałam się po schodach na górę.  Drzwi od mojego pokoju były uchylone. Dziwne, mogłabym przysiąc że zamykałam je na zamek, kiedy wychodziłam do szkoły.
Poczułam niepokój. Odruchowo dotknęłam opuszkami palców obojczyków żeby upewnić się że klucz jest na właściwym miejscu. Wisiał na srebrnym łańcuszku, bezpiecznie ukryty pod poplamionym swetrem, lekko ocierając się o mój mostek. Był bardzo rozgrzany od temperatury mojego ciała kiedy dotknęłam go zimnymi palcami. Popchnęłam niepewnie czarne, dębowe drzwi. Zawiasy jęknęły głośno, a drzwi z hukiem runęły na podłogę, odrywając się od futryny. Rygiel był wysunięty, co upewniło mnie w przekonaniu że zamknęłam je za sobą. Teraz byłam już wściekła, na podsumowanie tego i tak już beznadziejnego dnia, ktoś musiał jeszcze zdemolować mi wejście do pokoju.
- Michael! Chodź tu! - krzyczałam - Mógłbyś mi do jasnej cholery wyjaśnić, co tu się stało ?
Zero reakcji.
Weszłam, a raczej wtargnęłam do jego pokoju. Siedział w fotelu przed telewizorem, z słuchawkami na uszach i padem w ręce i grał. Szybkim ruchem ściągnęłam mu słuchawki i opanowując złość resztkami sił, zapytałam:
- Co zrobiłeś z moimi drzwiami ?
- Nic, a co miałem zrobić ? - powiedział spokojnie, nie odrywając wzroku od ekranu i nie przestając walić w przyciski na padzie, chudymi palcami.
Całkowicie wyprowadzona z równowagi, wyrwałam mu pada z rąk, naciskając przy tym kilka przycisków i odrzuciłam go w kąt pokoju.
- Ej! - odwrócił w moją stronę zdezorientowane spojrzenie - Zmarnowałaś mi całą manę!
- Mam gdzieś twoją manę. Lepiej, wstań i wytłumacz mi co zrobiłeś z drzwiami.
Wstał, spoglądając na mnie z niechęcią. Wyszliśmy z jego pokoju i stanąliśmy przy wejściu do mojego pokoju, koło leżących na podłodze drzwi.
- No więc ? - zapytałam nie kryjąc wyrzutów. - Co się stało ? - milczenie. Zawiesił na futrynie swój zdezorientowany wzrok i podrapał się po głowie. - Zostawiłeś w moim pokoju jakąś grę i wkurzony że drzwi są zamknięte, postanowiłeś wjechać w nie czołgiem ?
- Przecież zamykasz drzwi na klucz, więc niby jak miałbym się tam dostać. - powiedział poważnie.
Wtedy poczułam zapach spalenizny i naszło mnie nieodparte wrażenie że o czymś zapomniałam.
- Cholera, moje frytki ! - wrzasnęłam i puściłam się biegiem po schodach, przeskakując co dwa stopnie.
Doskoczyłam do piekarnika, wyłączyłam go i otworzyłam drzwiczki. Ze środka wydostały się gęste kłęby szarego dymu. Podbiegłam do okna i otworzyłam je oścież. W twarz uderzył mnie zimny podmuch świeżego powietrza. Podeszłam niepewnie do otwartego, dymiącego piekarnika, w celu skontrolowania stanu frytek. Niektóre były trochę zwęglone, ale reszta wyglądała jadalnie, jedna nawet się zapaliła.
Wyciągnęłam w miarę dobrze wyglądające frytki, a resztę wyrzuciłam. Spojrzałam nieufnie na talerz z 'dobrymi' frytkami i uznałam że jak dodam dużo ketchupu to będą w sam raz. Potem weszłam z frytkami na górę i skierowałam się do pokoju Michaela, gdzie usiadłam na kanapie żeby go wypytać.
- Więc powiesz mi w końcu co stało się z drzwiami czy będę musiała posunąć się do szantażu ? - zapytałam.
Cisza przerywana jedynie rytmicznym bębnieniem w przyciski na padzie.
- Frytkę ? - zapytałam.
- Nie dotykałem twoich drzwi. - powiedział przybierając poważny ton, jednak nie odrywając wzroku od ekranu. Dziwne, byłam prawie pewna że mówi prawdę.
- Wierzę ci, taki nerd jak ty nie byłby w stanie rozwalić tak mocnych drzwi. - tak naprawdę gyby bardzo chciał to dałby radę, Michael był chudy ale naprawdę silny.
- Ejj. Nie jestem nerdem, tylko bardzo utalentowanym graczem.
- Idę do siebie. Posprzątaj tu, mama zaraz wróci. - powiedziałam i wyszłam, zabierając ze sobą przypalone frytki.
 Następnego dnia obudziło mnie światło, rześkiego zimowego poranka, wpadające przez moje okno i przebijające się przez jedwabne zasłony. Promienie słońca, nieśmiało przebiegły mi po twarzy zostawiając w moich oczach kolorowe plamki. Przetarłam zaspane oczy i spojrzałam leniwie na podświetlony wyświetlacz komórki, leżącej na szafce nocnej. Była 8:15.
 Zerwałam się z łóżka. Już i tak miałam duże problemy przez wagarowanie. Nie powinnam się więcej spóźniać, ale ostatecznie uznałam że nie warto teraz pędzić na złamanie karku skoro mogę pójść na drugą lekcję. Poszłam do łazienki żeby się umyć, pomalować i uczesać. Kiedy wróciłam naciągnęłam na siebie jeansy, koszulkę z krótkim rękawem i bluzę. Podeszłam do okna od ulicy i to co zobaczyłam bardzo mnie zaskoczyło. Na podjeździe stał granatowy Jeep Wrangler. O drzwi od strony pasażera opierał się Kevin... i patrzył prosto na mnie.
Chwyciłam torbę, zbiegłam na dół, ubrałam kurtkę i wyszłam. Kiedy zbiegłam z ganku, dalej tam był. Opierał się nonszalancko o samochód, miał na sobie biały T-shirt, szarą, rozpiętą koszulę w kratę z wywiniętymi mankietami i ciemne jeansy. Na jego ustach gościł łobuzerski uśmiech, z którym było mu do twarzy. Dopiero teraz zauważyłam że jest bardzo przystojny. Miał karmelową cerę i ciemne włosy, zmierzwione w seksownym nieładzie.
- Co tu robisz ? - zapytałam głupio.
- W moich stronach na przywitanie mówi sie '' Cześć''. - powiedział nie przestając się uśmiechać. - Zostawiłaś wczoraj klucze w moim samochodzie. Pomyślałem że skoro wiem gdzie mieszkasz to przyjadę tutaj i ci je oddam. - wyciągnął rękę z pękiem kluczy w moją stronę.
- Dzięki. - powiedziałam i wyjęłam klucze z jego ręki, po czym zadałam mu, długo nurtujące mnie pytanie. - Powiedz mi, ty nie zamarzasz w tej koszuli ?
- Nie - powiedział i zaśmiał się pod nosem. - Chodź, odwiozę cię do szkoły, bo jeszcze się spóźnisz.
- To nie ma znaczenia i tak jestem spóźniona.
- Ale chyba nie chcesz spóźnić się na drugą lekcję ? - zapytał.
- Nie musisz mnie zawozić. - odparłam lekko się wachając.
Cyba to wyczuł, bo podszedł blisko i nachylił się nade mną, tak że czułam jego zapach. Pachniał ziemią i szamponem o mocnym grejpfrutowym zapachu. Bardzo energetycznie. Spojrzałam mu głęboko w oczy, były duże, okalane gęstymi czarnymi rzęsami, miały ciepły orzechowy odcień.
Musieliśmy zabawnie wyglądać, w końcu był ode mnie wyższy o ponad głowę.
- Ale chcę. - szepnął, pochylając się nademną.
_______________________________
Ten rozdział pozostał niezmieniony ale usunęłam trzy następne i zamierzam poprowadzić tą historię w zupełnie inną stronę, wydaje mi się że do tego momentu nie jest źle. Prosiłabym o szczere opinie w komentarzach, chciałabym wiedzieć co mogę zmienić na lepsze :)


Promise, Rozdział 1

Wyszłam szybkim krokiem z obdrapanego budynku szkoły. Kopnęłam bramę wejściową, która otworzyła się, sygnalizując to głośnym skrzypnięciem i uderzyła z hukiem o mur, z którego odpadły kawałki szarego tynku. Dookoła padał śnieg. Białe płatki wirowały w powietrzu jak roztańczone baletnice, znoszone w dal silnymi podmuchami wiatru, aby swoją wędrówkę zakończyć na skutej lodem ziemi. Krajobraz był piękny, ale nie zwróciłam na to specjalnej uwagi. Byłam zbyt zajęta ogarniającą mnie wściekłością i mimo panującej wokół temperatury, nie miałam zamiaru zajmować się tak przyziemnymi rzeczami jak zapinanie kurtki. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i przebrać się w coś co nie śmierdziało kawą.
 Marcie znowu ośmieszyła mnie przed wszystkimi. Każdy tylko śmiał się lub spoglądał na mnie z litością i zażenowaniem. Stłumiony gniew zmieszany ze smutkiem zapłonął we mnie na nowo, na wspomnienie tej chwili.
Była przerwa. Stałam w kolejce do automatu z gorącymi napojami, miałam bardzo zły humor i chciałam kupić sobie gorącą czekoladę. Przede mną Marcie nachylała się nad dystrybutorem żeby zabrać swoją kawę. Jej spodenki były tak krótkie że spod nogawek ( albo raczej dziur na nogi), wystawały jej wysmarowane samoopalaczem pośladki. Zastanowiłam się przez chwilę czy czasem nie jest jej zimno ale po chwili jakoś przestało mnie to interesować. Chwyciła kubek z kawą i odwróciła się w moją stronę z drwiącym uśmieszkiem. Wydęła wargi w dzióbek i ruszyła przed siebie, oblewając mnie przy okazji gorącym napojem. Na moim swetrze rozkwitła wielka brązowa plama, ślad po gorącej kawie. Spojrzałam na nią i warknęłam:
- Może byś trochę uważała ?!
Ona tylko zmierzyła mnie wzrokiem z rozbawieniem, po czym złapała się teatralnie za głowę, przeczesując gęste, blond włosy.
- Oj. Ale ze mnie niezdara. - wykrzywiła usta w złośliwym uśmiechu - Przynajmniej ten sweter wygląda teraz o wiele lepiej. - powiedziała mierząc mnie od góry do dołu i roześmiała się odchodząc.
 Rozejrzałam się po korytarzu i uświadomiłam sobie że reszta przygląda mi się, szepcąc coś do siebie z rozbawieniem. Po korytarzach rozległ się echem dźwięk dzwonka. Wszyscy zaczęli zbierać się koło klas, a ja ruszyłam do szafki po swoje rzeczy.
 
 Ta. I to by było na tyle. Szłam teraz chodnikiem w stronę skrzyżowania. Boże jak ja jej nienawidzę, tak było zawsze, właściwie nigdy się nie lubiłyśmy. I nie polubimy. Rywalizujemy ze sobą od przedszkola. Ale bez przesady, żeby oblewać kogoś kawą, trochę klasy no błagam.
 Z zamyślenia wyrwał mnie pisk opon, dobiegający z mojej lewej strony. Zdążyłam zobaczyć tylko maskę granatowego Jeep'a Wrangler'a . Chwilę później poczułam mocne uderzenie w bok i straciłam równowagę. Zachwiałam się po czym impet uderzenia zwalił mnie z nóg. Leżałam przed samochodem, strasznie bolało mnie biodro, zapewne to na nie upadłam lądując na asfalcie. Moja torba leżała obok. Wysypało się z niej parę książek i długopisów. Pomiędzy mną a maską samochodu, na asfalcie leżał mój odtwarzacz MP3, był w opłakanym stanie. Spojrzałam smutno na roztrzaskane urządzenie i wezbrała we mnie wściekłość, którą nagle zapragnęłam wyładować na sprawcy. Wstałam, uzupełniłam torbę rzeczami leżącymi na asfalcie i zwyczajnie zaczęłam drzeć się na kierowce.
- Kto ci dał prawo jazdy, idioto ?
Z samochodu wysiadł wysoki brunet, w flanelowej koszuli w granatowo-czarną kratę. Wyglądał na góra 19 lat.
- Oszalałaś ?! Masz jakieś skłonności samobójcze, że pchasz się pod rozpędzone samochody ?
- Ślepy jesteś ? Byłam na przejściu dla pieszych!
- To nie upoważnia cię do włażenia mi pod koła!
- Przekroczyłeś prędkość. - argumentowałam rozpaczliwie.
Rozejrzał się dookoła zrezygnowany i zaczął grzebać w kieszeniach spodni.
- Masz. -  powiedział, wyciągając do mnie rękę, w której trzymał 20 dolarów. - Tylko nie dzwoń po policję bo mam już 22 punkty karne.
- Nie chcę twoich pieniędzy, wykup sobie za nie parę godzin kursu, żebyś nikogo nie rozjechał. 
Roześmiał się nerwowo i powiedział:
- Zazwyczaj aż tak źle nie jeżdżę.
- Ale patrząc na ilość twoich punktów karnych zdarza ci się.
Podszedł do mnie i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Tak w ogóle to jestem Kevin.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i podałam mu rękę, mówiąc:
- Rebecca, powiedziałabym że miło cię poznać, ale to nie prawda. - powiedziałam uszczypliwie, na co on tylko uśmiechnął się łobuzersko.
- Serio nie chciałem cię zabić, samo tak jakoś wyszło.
Roześmiałam się.
- Może cię podwiozę ? Bo widząc zapał z jakim wskoczyłaś mi pod samochód, musiałaś sie gdzieś śpieszyć.
- Jakoś nie mam zwyczaju wsiadać do samochodu z obcymi facetami którzy przed chwilą omal mnie nie rozjechali.
Podszedł do drzwi od strony pasażera, otworzył je i machnął do mnie ręką w zapraszającym geście, mówiąc:
- Jestem ci to winien.
Przyjrzałam mu się. Nie wyglądał na psychopatę, w sumie był całkiem przystojny. Zagryzłam wargi z rozbawieniem i niepewnie wsiadłam do samochodu.
- Dzięki. - powiedziałam tylko. Dalszą drogę jechaliśmy w prawie całkowitej ciszy przerywanej tylko moimi krótkimi uwagami, w którą stronę ma jechać i o dziwo, wcale nie było niezręcznie. Po około pięciu minutach byliśmy na miejscu. Zatrzymał Jeep'a nie gasząc silnika.


 Pożegnałam się, po czym wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę drzwi. Zaczęłam grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu kluczy, ale dziwnym trafem ich nie znalazłam. Pomyślałam że zapewne są na dnie torby. Nacisnęłam dzwonek i odwróciłam się w stronę ulicy. Jeep'a już nie było.
_________________________________
W końcu uporałam się z pierwszym rozdziałem, jest trochę przerobiony, bo uznałam że w pierwotnej wersji jest zbyt dużo bohaterów, przez co panuje zam
ęt. Wydaje mi się że lepiej jest tak jak jest teraz. Mam nadzieję że zapowiada się dobrze.