poniedziałek, 20 stycznia 2014

Promise, Rozdział 5

 Rozpoczęła się długo wyczekiwana przez wszystkich pora roku. Powietrze pachniało ziemią, a wiosna dawała o sobie znać, pozwalając drzewom na wybudzenie się z zimowej śpiączki. Znużeni ciągnącą się w nieskończoność zimą, ludzie wyszli z domów żeby złapać trochę promieni słońca i pospacerować napawając się widokiem, budzącej się do życia przyrody.
 Ja także idąc do szkoły chłonęłam ten widok. Brakowało mi tego. Po ponad trzech miesiącach szarej zimowej pluchy, zapragnęłam znów poczuć na twarzy ciepło promieni słonecznych.
 Kiedy kilka dni temu spotkałam Chrisa w lesie, opowiedział mi o całej tej sytuacji z wilkami. Przypadkowo, chodząc po lesie natknął się na watahę, która zaczęła go gonić. Po tym jak mi to opowiedział porozmawialiśmy jeszcze chwilę i rozstaliśmy się żeby każde mogło pójść w swoją stronę. Mimo to zdziwiło mnie trochę że włóczył się po lesie w nocy, ale sama nie byłam lepsza więc zbytnio nie naciskałam na ten temat. Wydawał się miły, mimo tego przeszywającego spojrzenia którym zwykł mnie obdarowywać. Tak jak obiecałam, następnego dnia spotkałam się z Eve. Usiadłyśmy w naszej ulubionej kawiarence na rogu i rozmawiałyśmy długie godziny, zajadając się jabłecznikiem jak to miałyśmy w zwyczaju. Opowiedziałam jej o spotkaniu z Chrisem i o Kevinie. Najpierw uznała że to słodkie że mnie pocałował i zachwycała się tym że był taki tajemniczy, ale po dłuższej dyskusji zgodnie uznałyśmy że jest dupkiem, skoro mnie tak wystawił, więc nie drążyłyśmy jego tematu zbyt długo.
  Ucieszyłam się na myśl że już nie długo zrobi się ciepło i będziemy wyjeżdżać z Eve i resztą paczki nad wodę. Miałyśmy z Eve tak wiele wspólnych szczęśliwych wspomnień. Oprócz tych dobrych chwil, nasza przyjaźń przetrwała też sporo prób, ale mimo to zawsze wspierałyśmy się w trudnych momentach.
 W tem słońce wyjrzało zza chmur przerywając moje rozmyślenia i poczułam na twarzy ciepło jego promieni. Stęskniłam się za tym uczuciem. jednak nie nacieszyłam się tym zbyt długo, bo mina mi zrzedła kiedy zobaczyłam znajomego, granatowego Jeep'a. Odwróciłam wzrok niezadowolona i przyspieszyłam kroku. Niech nie myśli że nie mam mu za złe, tego że najzwyczajniej w świecie mnie olał. Nie potrafiłam zrozumieć jego postępowania. Najpierw jest dla mnie miły i w ogóle, całuje mnie chociaż się nie znamy, umawia się ze mną a potem nie przyjeżdża. To przecież nie ma sensu.
 Jeep sunął powoli przez asfalt by po chwili zrównać się ze mną prędkością. Kierowca opuścił szybę zza której wychyliła się rozpromieniona twarz Kevina.
- Podwieźć Cię ? - usłyszałam, jednak zignorowałam go nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Po głosie wywnioskowałam że raczej nie czuje się winny. - Hej, Adler. Zapytałem cię o coś. - jego głos już nie był tak rozradowany, jednak nie przestawał być przyjazny. Wyglądał na kogoś kto nie lubi gdy się go ignoruje.
 Chwila. Zatrzymałam się i obrzuciłam  go chłodnym spojrzeniem.
- Skąd wiesz jak się nazywam ?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - zgromiłam go wzrokiem, tym samym dając mu do zrozumienia że mnie to nie bawi - Ale powiedzmy że zgadywałem. - uśmiechnął się szelmowsko, widząc moje zdenerwowanie - I sądząc po tym jak zareagowałaś, najwyraźniej trafiłem. - spojrzałam na niego nie kryjąc irytacji i odniosłam wrażenie że bawi go to jak się wściekam - Wsiadaj...
- Przejdę się.
 Gdy tylko to powiedziałam, zobaczyłam jak zajeżdża mi drogę parkując na środku chodnika i wysiada z samochodu. Złapał mnie delikatnie za dłonie zachodząc mi drogę i nachylił się nade mną.
- Przestań, proszę cię. - szepnął.
- Przestań ? Tylko tyle masz mi do powiedzenia ? - w moim głosie można było wyczuć pretensję, wyrwałam ręce z jego uścisku - Po co w ogóle się ze mną umówiłeś skoro nawet nie miałeś zamiaru przyjechać ? - wściekłam się.
- Ehh to nie tak. - zaczął się tłumaczyć, przy tym gorączkowo wymachując rękami, - Nie mogłem przyjechać, wypadło mi coś bardzo ważnego.
- W takim razie, co to było ?
 Przez chwilę widziałam po jego minie że walczy ze sobą, ale po niespełna minucie ciszy westchnął zrezygnowany.
- Nie mogę ci powiedzieć. - szepnął w końcu.
- Więc chyba nie potrzebnie mnie zatrzymałeś. - powiedziałam chłodno i spróbowałam go wyminąć, ale złapał mnie delikatnie w talii i przyciągnął do siebie. Zirytowałam się. Co on sobie wyobraża ? - Puść mnie. - spróbowałam się wyrwać, jednak był zbyt silny - Czego ty w ogóle ode mnie chcesz ?
- Daj mi drugą szansę. - szepnął mi do ucha, drażniąc oddechem moją szyję.  Pachniał tak ładnie, że nie potrafiłam się mu oprzeć.- Przepraszam. - Widząc jak wzdycham zrezygnowana, delikatnie przejechał dłonią po moim policzku, odgarniając kilka niesfornych kosmyków które opadły mi na twarz. Znieruchomiałam walcząc z cudownym dreszczem który przebiegł mi po plecach. Poczułam że się rumienię, na co on uśmiechnął się z satysfakcją, widząc moje zawstydzenie. Humor najwyraźniej mu wrócił bo po chwili wypuścił mnie ze swoich objęć i podszedł do samochodu, żeby otworzyć przedemną drzwi.
- Więc skoro już mi wybaczyłaś, to może podwiozę cię do szkoły ?
- Kto powiedział że ci wybaczyłam ? - powiedziałam udając oburzenie. Nie potrafiłam się na niego gniewać.
- O daj spokój. Nie mów że nie rusza cię mój wrodzony urok. - zaśmiał się i puścił mi oczko.
- Jesteś nie możliwy. - odrzekłam rozbawiona, wsiadając do samochodu.

Siedziałam w kawiarni na rogu i dopijałam swój koktajl porzeczkowy. Eve radośnie świergotała o chłopakach z Kanady z którymi koresponduje, a w szczególności zachwycała sie Joshem, kuzynem jej koleżanki z tamtejszej klasy. Według jej opisu Josh wyglądał jak skrzyżowanie Adonisa z Bradem Pitt'em i grał na pozycji rozgrywającego w szkolnej drużynie koszykówki. Po chwili jednak zmieniła temat.
- Widziałaś się z Kevinem ? - zapytała z nieukrywaną ciekawością.
- Tak, dzisiaj rano podwiózł mnie do szkoły.
- I jak było ?
- A jak miało być ? - zapytałam zdziwiona.
- No nie wiem, umówiliście się ?
- Nie. - odpowiedziałam po chwili namysłu. Eve omal nie zadławiła się swoim ciastem kokosowym.
- Ehh... Rebel jesteś beznadziejna, czy ja naprawdę muszę uczyć się jak postępować z facetami ? - stwierdziłam że to pytanie retoryczne,  więc nic nie powiedziałam,na co ona ruchem dłoni przywołała przystojnego kelnera. Brązowowłosy chłopak podszedł do nas ochoczo.
- W czym mogę paniom służyć ? - zapytał, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Chciałabym zamówić cynamonowe i waniliowe espresso i ciebie na deser. - powiedziała taksując go wzrokiem, z kokieteryjnym uśmiechem na ustach.
 Zasłoniłam twarz ręką w geście zażenowania. Chłopak wyraźnie zaskoczony wypowiedzią Eve, speszył się nie wiedząc co powiedzieć. Posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Koleżanka żartuje, espresso wystarczy. - próbowałam jakoś wybrnąć z sytuacji, ale kelner szybko zniknął za barem. Roześmiałam się. - Rzeczywiście jest twój, mistrzyni podrywu. - zakpiłam. Eve założyła ręce na piersi udając obrażoną, ale po chwili śmiałyśmy się w najlepsze z zaistniałej sytuacji, tym samym zwracając uwagę pozostałych gości i części personelu, w tym nieszczęsnego kelnera.
 Spojrzałam na zegarek, dochodziła 20. Za oknem robiło się ciemno, a ja obiecałam mamie że po drodze zahaczę jeszcze o market i kupię owoce. Do mamy miał dzisiaj przyjść Nick, więc nie śpieszyło mi się specjalnie. Świadomie odwlekałam mój powrót do domu.
 Tak jak obiecałam po drodze na przystanek autobusowy wstąpiłam do marketu, gdzie kupiłam kilka jabłek, bananów i kilogram mandarynek. Po zakupach z ociąganiem skierowałam się w stronę przystanku. Nie chciałam jeszcze wracać. Z utęsknieniem chłonęłam każdą chwilę napawając się zimnym nocnym powietrzem. Miasto nocą było naprawdę piękne, latarnie rzucały ciepłe światło na zwilżone wiosennym deszczem ulice, wszystkie te stare kamienice wprawiały w romantyczny nastrój. Miałam jeszcze dosyć kawałek do przejścia, więc postanowiłam skrócić sobie drogę i skręciłam w ciemny park. Znałam okolicę i nie bałam się tędy chodzić, nawet nocą. Czasem można było spotkać tu spacerujące za rękę pary, lub starszych ludzi karmiących gołębie, ale dzisiaj nie było nikogo. Na cały, dosyć spory teren parku paliła się tylko jedna latarnia. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam że całkiem liczna reszta została zbita. Poczułam narastający niepokój. Manewrowałam niepewnie między co większymi skupiskami szkła i przyspieszyłam kroku żeby jak najszybciej wyjść z tych nieprzebytych ciemności. 
 Wtedy zatrzymało mnie mocne szarpnięcie za rękaw kurtki, zachwiałam się i wpadłam na kogoś. Siatka z owocami wypadła mi z ręki, a mandarynki potoczyły się po chodniku. Tym kimś okazał się być wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który chwycił mnie w pasie i zaczął brutalnie ciągnąć w stronę zarośli. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale w wyniku moich starań, jego dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na moich przedramionach, w żelaznym uścisku, czułam jak pod skórom robią mi się siniaki. Miałam wrażenie że jego palce zaraz przebiją moją kurtkę a potem skórę. Usłyszałam krzyk. Długi, przeciągły jęk, bólu przepełniony goryczą. Brzmiący jak histeria zwierzęcia które wydając ostatnie tchnienie godzi się ze śmiercią. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę że wydobywa się on z mojego gardła. To był mój krzyk. W odpowiedzi na ten akt paniki,otrzymałam cios w twarz, który pewnie zwaliłby mnie z nóg gdyby nie palce coraz silniej zakleszczające się na mojej ręce. Fala bólu ogarnęła moją głowę i ramiona, by po chwili rozlać się po całym ciele. W ustach miałam metaliczny posmak krwi, skroń zapiekła, jak rana posypana solą i coś gorącego zaczęło spływać mi po twarzy. Po chwili dowlekł mnie do krzaków i powalił na ziemię. Uderzyłam głową o korzeń pobliskiego drzewa.  Bób w mojej głowie eksplodował na nowo. Coś ostrego wbiło mi się w nadgarstek. Gorąca krew spływała mi z ręki, zostawiając wszędzie czerwone plamy. Spanikowałam, dotarło do mnie co za chwilę może cię stać. Kiedy spróbował rozpiąć moje spodnie,  z całej siły kopnęłam go w szczękę, najwidoczniej poskutkowało bo złapał się za szczękę, zatoczył dwa kroki do tyłu i zaczął pluć krwią, siarczyście przy tym przeklinając. 
- Ty mała suko ! - krzyknął rozeźlony, nie czekając na jego dalsze reakcje, zerwałam się z trawnika i zaczęłam uciekać w przeciwnym kierunku. 
 Biegłam ile sił w nogach, kiedy byłam już blisko wyjścia z parku, odwróciłam się żeby zobaczyć czy mnie goni, ale nikogo nie dostrzegłam w tych nieprzeniknionych ciemnościach. Ścieżka była pusta, odetchnęłam. Nagle zderzyłam się z kimś. Impet uderzenia sprawił że się zachwiałam i nie wątpliwie uderzyłabym o ziemię gdyby nie podtrzymały mnie czyjeś silne ramiona.
___________________
Wiem jestem okropna że przerywam w takim momencie. Mam cichą nadzieję że notka jest satysfakcjonująca. Mam już ponad tysiąc wyświetleń ! Tak wiem że to mało w porównaniu do innych blogów ale i tak się cieszę. To mój mały rekord bo jeszcze na żadnym blogu nie zostałam na tyle długo żeby dobić do tysiąca wyświetleń. Pamiętaj cie że wasze komentarze karmią moją wenę :)

piątek, 17 stycznia 2014

Nominacja

 Mój blog został nominowany do LBA. LBA polega na: nominowany nominuje 11 blogów, odpowiada na 11 zadanych mu pytań, zadaje nominowanym inne pytania. Nie nominuje się blogów które nominowały twój blog. Gdyby coś było nie jasne pytamy w komentarzach :)

 Moje odpowiedzi:

1) Ulubiona pora roku? Dlaczego?
Lato. Może moja odpowiedź jest banalna, ale głównie z powodu wakacji, wysokiej temperatury i słońca.
2) Jaką muzykę najczęściej słychać w twoim pokoju?
Różnie, słucham prawie każdego z gatunków, ale w moim pokoju najczęściej rozbrzmiewa coś energetycznego i tanecznego. Wtedy zazwyczaj sprzątam lub tańczę.
3) Czy lubisz swoją klasę/ rówieśników?
Jasne, myślę że są prześmieszni.
4) Uprawiasz jakiś sport?
Tak, gram w koszykówkę i tańczę.
5) Lubisz chodzić na spacery do lasu?
Nie wiem, nie mam ku temu zbyt częstej okazji.
6) Zwiedziłeś jakieś kraje? Jak tak to co ciekawego tam zobaczyłeś/aś?
Zwiedziłam ich dosyć mało, ale mam zamiar nadrobić to w przyszłości. A z tych które zwiedziłąm to między innymi: Włochy, Hiszpania, Chorwacja, USA
7) Ulubione imię męskie i damskie?
Kevin i Vanessa
8) Jeśli mógłbyś/mogłabyś zamienić się miejscami z jakąś postacią z książki/filmu, to kim byś chciał/a być? Dlaczego?
Zamieniłabym sie miejscami z Dru z '' Innych Aniołów'' Lili St. Crow, nawet nie wiem dlaczego, jakoś fascynuje mnie ta postać i jej siła.
9) Ulubiona komedia?
'' 21 Jump Street'' oglądałam ją wczoraj, nie pamiętam już który raz.
10) Jaka jest twoja pasja/ hobby?
Oczywiście pisanie, ale uwielbiam również rysować.
11) Jaka jest twoja definicja przyjaźni?
Przyjaźń jest wtedy, kiedy druga osoba ryzykuje żeby ci pomóc i potrafi czasem na ciebie nawrzeszczeć żebyś się otrząsnęła i przestała rujnować sobie życie.

Moje pytania dla was:

1) Jaki film ostatnio obejrzałeś ?
2) Jaki jest twój ulubiony gatunek filmu ?
3) Jakie jest twoim zdaniem idealne miejsce na randkę ?
4) Jaka jest twoja ulubiona piosenka ?
5) W jakim kraju chciałbyś zamieszkać ?
6) Jaki jest twój ulubiony cytat ?
7) Czy masz swój ulubiony paring, jak tak to jaki ?
8) Gdybyś mógł wybrać celebrytę z którym spędziłbyś tydzień, kto by to był ?
9) Jaka jest twoja ulubiona książka ?
10) Czym chciałbyś zajmować się w przyszłości i dlaczego ?
11) Gdybyś mógł zmienić u siebie jedną cechę charakteru, jaka byłaby ta cecha ?

Nominowane przeze mnie blogi :

http://zutara.blog.pl/
http://sasusaku-by-jusia.blog.onet.pl/
http://dramione-sheireen.blogspot.com/
http://dramione-never-let-me-go.blogspot.com/
http://ss-taste-blood.blog.onet.pl/
http://dramione-milosc-przez-glupote.blogspot.com/
http://dramione-gdy-jestesmy-sami.blogspot.com/
http://internetowa-milosc.blogspot.com/

Przepraszam że jest za mało blogów ale nie chcę nominować na siłę tych których nawet nie czytałam. Nominuję te które uważam za ciekawe i dobrze napisane. Pozdrawiam :)


piątek, 10 stycznia 2014

Promise, Rozdział 4

Tego dnia reszta lekcji upłynęła w miarę możliwości spokojnie, pozwalając mi się zastanowić nad tym co przez całe zajęcia zajmowało moje myśli. Czy powinnam dzisiaj rzeczywiście spotkać się z Kevinem ? A może nie mówił tego na poważnie. Już sama nie wiedziałam co o tym myśleć. To wszystko wydawało się bez sensu. I jeszcze ten pocałunek. Na samo wspomnienie tej chwili zarumieniłam się lekko. Miał w sobie coś magnetyzującego ale gdzieś w środku czułam że bezsensownie się nakręcam i w rezultacie nie wyniknie z tego nic dobrego.
 Wróciłam do domu, gdzie ku mojemu zaskoczeniu zastałam mamę. Kiedy weszłam do kuchni, układała brudne naczynia w zmywarce.
- Cześć. - przywitałam się. Trochę zdziwiła mnie jej obecność bo zazwyczaj wracała do domu późnym wieczorem. Ostatnimi czasy nie rozmawiałyśmy zbyt często, o ile w ogóle rozmawiałyśmy.
- Cześć kochanie. Jak tam w szkole ? Wydarzyło się coś ciekawego ?
- Wszystko OK. Tak jak zwykle. - po co miałam jej mówić o tym jak się zachowała pani Peterson wobec mnie. Zapewne i tak nic by to nie zmieniło, tylko zaczęłaby się niepotrzebnie denerwować, a ja przecież nie potrzebuję niczyjej pomocy, radzę sobie.
 Spojrzała na mnie z zatroskaną miną, zamykając drzwiczki zmywarki.
- Jesteś pewna ? Wyglądasz na zmęczoną...
- Wydaje ci się. - ucięłam i powolnym krokiem ruszyłam w stronę schodów. Była dziwnie nadopiekuńcza. Nie pasowało to do niej. 
- Becca, kochanie. - zatrzymał mnie jej zatroskany głos. Wie że nie lubię tego zdrobnienia ale mimo to wciąż zdarza jej się go używać. - Wiem że ostatnio mało ze sobą rozmawiamy, przepraszam że nie poświęcam tobie i Michaelowi tyle czasu ile bym chciała, ale przecież sama wiesz że mam natłok pracy i nie jest mi łatwo. - spojrzała na mnie przepraszająco - Od śmierci waszego taty...
- Mamo. - przerwałam jej widząc co się święci, nie musi mi się spowiadać dobrze wiem jak jest. Spróbowałam  ją uspokoić, widząc malujący się w jej oczach żal. - Nie tłumacz mi się. - uśmiechnęłam się ciepło - Nie obwiniaj się, ja i Michael sobie poradzimy. - powiedziałam spokojnie otaczając ją ramieniem w geście pocieszenia. - Przecież jesteśmy już dorośli.
 Od śmierci taty, mama nie była już tą samą osobą. Z pełnej życia, spontanicznej i zawsze uśmiechniętej kobiety, stała się smutna i nieporadna. Bardzo schudła, oczywiście nadal była piękną kobietą, ale jej hebanowo czarne włosy stały się cieńsze, a duże oczy w kolorze wiosennej trawy zdawały się nie błyszczeć tak jak kiedyś. Przez pewien okres czasu chodziła po domu, gładząc palcami rzeczy należące do ojca i wybuchając płaczem za każdym razem kiedy przypominała sobie że jego już nie ma. Los odebrał jej osobę którą darzyła niesamowitą romantyczną miłością i nie zapowiadało się żeby w najbliższej przyszłości pokochała kogoś na nowo.
 W końcu wszyscy pogodziliśmy się z tym że tata już nigdy nie stanie w drzwiach, jak to zwykł robić po powrocie z misji. Nie przytuli mnie i Michael'a mówiąc jak bardzo nas kocha i że bardzo tęsknił. Nie złapie mamy w ramiona, nie pocałuje i nie powie jak bardzo jest szczęśliwy że ma nas.
 Spojrzałam w jej smutne zielone oczy. Były takie same jak oczy Michaela, miał też jej hebanowe włosy. Był bardzo podobny do mamy ale oboje z Michaelem odziedziczyliśmy charakter po tacie. Byliśmy uparci i zawzięci tak samo jak on. Ja oprócz tego jestem do taty bardzo podobna z wyglądu, mama czasem wspomina że jak byłam mniejsza to byłam jego malutką dziewczęcą repliką. Te same duże, stalowo szare oczy i jasno brązowe włosy.
- Kochanie chciałam przekazać ci dobrą nowinę. - powiedziała, wyglądało to tak jakby nagle wstąpiła w nią dawka nowej pozytywnej energii. Miałam złe przeczucia, zachowywała się dzisiaj dziwnie. Najpierw mi się rozczula a teraz zdaje się tryskać szczęściem.
- Poznałam wspaniałego mężczyznę. - zaświergotała mama, a w jej oczach zapłonęły wesołe og
niki - Jest naprawdę cudowny, ma na imię Nick. Spotykamy się od jakiegoś czasu.
- Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś że kogoś masz ? - dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo się od siebie oddaliłyśmy. Byłam głupia że myślałam że tata dalej jest jedynym mężczyzną w jej życiu. Ale z drugiej strony przecież ma prawo ułożyć sobie życie na nowo. Sama nie wiedziałam co o tym myśleć.
Ten facet chyba nie ma zamiaru się tu wprowadzić. Mama może się umawiać z kim chce, ale mi nie uśmiecha się witać z otwartymi ramionami jakiegoś faceta udającego że może zastąpić mojego ojca.
- Na pewno go polubisz. Jest bardzo sympatyczny. - zaklaskała radośnie w dłonie – A już wkrótce go poznasz.
Szczerze w to wątpiłam. Mina lekko jej zrzedła, chyba nie wyglądałam na przekonaną.
 - Wychodzę dzisiaj wieczorem. - powiedziałam spokojnie i skierowałam się w stronę schodów chcąc jak najszybciej się ulotnić.
- Z kim idziesz ? Znam go ? O której wrócisz ? Gdzie idziecie ?
- Z kolegą, nie znasz go. Jeszcze nie wiem gdzie idziemy, ale na pewno wrócę przed dziesiątą. - odpowiedziałam próbując zmusić się do uśmiechu
 Chwilę później siedziałam w swoim pokoju, wpatrując się w topniejące sople lodu zwisające z krawędzi rynny i rozmyślałam. Kiedy tu weszłam zimne powietrze uderzyło mnie w twarz. Okno było otwarte na oścież, co było dosyć dziwne bo nie pamiętam żebym je tak zostawiała, a nie mogła tego zrobić mama bo pokój był zamknięty na klucz. Coraz częściej kiedy wchodziłam tu po mojej dłuższej nie obecności wyczuwałam czyjąś obecność. Coraz częściej czułam się tu obco i nieswojo.
 Dochodziła szósta więc powinnam zacząć się przygotowywać. Chodziłam po pokoju w tę i
z powrotem szukając czegoś odpowiedniego. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam w co się ubrać.
 W końcu założyłam zwykły biały sweter i granatowe rurki, po czym zrobiłam delikatny makijaż i dokładnie wytuszowałam rzęsy. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, musiałam przyznać że wyglądam całkiem nieźle.
 Spojrzałam na wyświetlacz komórki, było pięć po szóstej. Podeszłam do okna zawstydzona tym że spóźniam się na pierwsze spotkanie, ku mojemu zdziwieniu na podjeździe było pusto. Rozejrzałam się ale po chwili odetchnęłam z ulgą i podeszłam do lustra żeby rozczesać włosy. Kiedy skończyłam, były gładkie i błyszczące, ułożyłam je palcami po czym usiadłam z powrotem przy oknie opierając twarz na dłoniach.
 Posiedziałam tak chwilę. Po pewnym czasie za oknem zaczął padać deszcz ze śniegiem. Skierowałam swój wzrok na komórkę. Półnagi Mark Wahlberg uśmiechał się do mnie z czarno białej tapety eksponując przy tym umięśnioną klatkę piersiową. Była za piętnaście siódma.
 Byłam już lekko zniecierpliwiona ale dalej wyrozumiale próbowałam wmawiać sobie że coś mu wypadło i na pewno za chwilę przyjedzie. Ale tak się nie stało. Z każdym przejeżdżającym samochodem ulatniała się ze mnie nadzieja.
 Wkrótce moje rozdrażnienie ustąpiło miejsca głębokiemu rozczarowaniu. Skarciłam się w myślach za to że zrobiło mi się przykro. To nie ma sensu, przecież prawie go nie znam, więc dlaczego miałabym przejąć się tym że nie przyszedł. Ale się przejęłam, choć teoretycznie nie powinnam. Jeżeli facet wystawia cię do wiatru, to zawsze boli,  czy go znasz nie ma znaczenia.
 ' Przestań gapić się na każdy przejeżdżający samochód, jak jakaś naiwna idiotka. On nie przyjedzie. Przecież wiesz. ' - usłyszałam cichutki, niezadowolony głos w mojej głowie. Wiedziałam.
 Przebrałam się w coś wygodniejszego i zeszłam na dół. Mama siedziała na kanapie i oglądała ' The Jerry Springer Show ', kiedy mnie zobaczyła, ułożyła się wygodniej na swoim miejscu i zapytała.
- Wychodzisz już ?
- Tak.
 Spojrzała na mnie i cmoknęła z dezaprobatą.
- Idziecie na siłownie ? - zapytała, mierząc moje sprane dresy, podejżliwym wzrokiem.
- Nie, idę się przejść. Sama. - powiedziałam w momencie kiedy na ekranie jakaś otyła afroamerykanka zamachnęła się żeby uderzyć stojącą obok blondynkę.
- Masz telefon ? Robi się już ciemno.
- Wrócę przed dziesiątą. - powiedziałam zarzucając na siebie kurtkę.
 I wyszłam. Na zewnątrz było zimno, mój oddech po chwili zmienił się w mały obłoczek gęstej pary. Śnieg nie przestawał padać, to chyba już ostatni tej zimy. Poczułam jak płatki topią się w moich włosach pozostawiając po sobie mokre ślady, zarzuciłam na głowę kaptur i rozejrzałam dookoła. Ciemny las dookoła wyglądał dziś jeszcze mroczniej niż zazwyczaj. Powyginane spazmatycznie, konary drzew rzucały złowrogie cienie, a jedynym źródłem światła były migocące w sklepieniu niebieskim gwiazdy. Zawahałam się, ale po krótkiej chwili namysłu puściłam się biegiem w głąb lasu. Splątane na ziemi korzenie utrudniały mi pokonywanie kolejnych metrów i kilka razy omal się nie przewróciłam, ale nawet to nie powstrzymało mnie przed wznowieniem biegu. Po kilku minutach dotarłam do niewielkiej polany położonej w głębi lasu, w tym miejscu odsunięte od siebie korony drzew ukazywały skrawek usianego gwiazdami nocnego nieba. Znałam to miejsce. Zawsze spacerowałam tędy kiedy było mi źle, musiałam coś przemyśleć lub po prostu naszła mnie ochota.
 Zamknęłam oczy i usłyszałam szemranie zimnego strumyka płynącego nieopodal. Podbiegłam w jego stronę, nie patrząc pod nogi i potykając się kilka kroków o wystające korzenie drzew. Strumień był bardzo wąski, liczne kamienie odbijały księżycową poświatę, rozchlapując wodę dookoła. Kiedy zanurzyłam w nim dłoń przeszył mnie zimny dreszcz i wyciągnęłam z niego rękę, tak samo szybko jak ją tam wsadziłam. Woda była lodowata.
 Nocną ciszę zakłócaną jedynie cichutkim szelestem wody rozbijającej się o brzegi strumyka przerwało nieludzkie wycie. Wycie tak głośne i przerażające że zmaterializowało elektryzujący dreszcz który przebiegł po moim kręgosłupie i uniósł włoski na karku. Odgłos tak mroczny że dociera przez uszy i mózg do zwierzęcych instynktów które dawno temu zatarła w nas cywilizacja.
Wilki.
 Poczułam narastający niepokój, ale po chwili uspokoiłam się tłumacząc sobie że dźwięk dochodzi z daleka i pozostałam w poczuciu złudnego bezpieczeństwa. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w szelest wody w strumyku i wpuściłam do płuc wilgotne powietrze pachnące sosną, mokrym mchem i... sierścią.
 Odtrąciłam jednak tę myśl i puściłam się biegiem wzdłuż strumyka. Bieganie zawsze mnie odprężało. Oddychając głęboko zamknęłam oczy i pozwoliłam zimnemu wiatrowi kłuć delikatnie moje policzki i przeczesywać włosy. Dopamina powoli rozlewała się po moich żyłach, powodując przyjemne dreszcze na mojej rozgrzanej od biegu skórze. Biegłam tak uniesiona euforią czując niesamowitą wolność. Wrażenie że teraz nikt nie może mi absolutnie niczego zakazać. Zastrzyk endorfin spowodowany biegiem wywołał uśmiech na mojej smaganej wiatrem twarzy.
 Nagle poczułam zderzenie, jakbym wbiegła w mur. Impet uderzenia sprawił że zatoczyłam się do tyłu i upadłam na zimną wilgotną glebę. Zakręciło mi się w głowie w której wykwitł ogromny ból, po dłuższej chwili której potrzebowałam na odzyskanie świadomości usłyszałam wiązankę przekleństw, dochodzących zapewne z ust mojego napastnika. Owa postać siedziała na ziemi rozmasowując czoło i posyłając mi rozgniewane spojrzenia. Był to chłopak z kędzierzawymi włosami w odcieniu słomkowego blondu.
 Sekundę później do moich uszu doleciał warkot, który niewątpliwie nie należał do chłopaka. Z za drzew wyłoniła się wataha wilków, ich srebrzyste futro falowało na wietrze odbijając srebrzystą łunę księżycowego światła, przedzierającego się przez korony drzew. Wyglądały majestatycznie i... groźnie.
 Znieruchomiałam, strach sparaliżował moje mięśnie. Chłopak wstał pośpiesznie, nie tracąc czasu na takie drobiazgi jak strzepywanie ziemi z ubrania, która w tej chwili zmieszana z innymi elementami ściółki leśnej zdobiła jego garderobę. Przebiegł koło mnie łapiąc za mój nadgarstek i ciągnąc mnie za sobą. Widząc że dalej wlepiam spanikowany wzrok w biegnące w naszą stronę wilki, ścisnął mocniej moją rękę.
- Biegnij! - krzyknął tonem nieznoszącym sprzeciwu, ciągnąc mnie za sobą.
 Oprzytomniała pod wpływem, ukłucia w nadgarstku, wstałam i puściłam się biegiem w przeciwną stronę, prawie go wyprzedzając.
Biegliśmy przez las na złamanie karku, cudem nie łamiąc sobie przy tym nóg. Nie mogliśmy tak biec w nie skończoność, z każdą sekundą odległość dzieląca nas od watahy malała, napawając nas coraz większym strachem. Kiedy przebiegaliśmy koło rozłożystego dębu z nisko osadzonymi gałęziami, chłopak przystanął.
- Na górę. - poinstruował mnie ciężko dysząc. Zawahałam się niepewna czy dam radę wdrapać się dostatecznie wysoko, ale z racji że nie uśmiechało mi się zostawać na jednej płaszczyźnie z rozwścieczoną watahą, posłusznie wdrapałam się na pobliską gałąź. Chłopak uczynił to samo. Wdrapywaliśmy się tak po konarach wielkiego drzewa, do momentu aż nie poczuliśmy się wystarczająco bezpiecznie aby zaprzestać wspinaczki.
 Wilki zebrały się pod drzewem, okrążając je kolejno. Chyba liczyły że któreś z nas spadnie. Obserwowałam w napięciu jak skaczą na gałąź, żeby zaraz się z niej ześliznąć i wylądować na ziemi. Po kilku minutach, widocznie znudzone tą zabawą w kotka i myszkę, godnie ruszyły w stronę z której przybiegliśmy. Odetchnęłam z ulgą. Chłopak widząc oddalającą się watahę zrobił to samo, na jego chudej spoconej twarzy dostrzegłam cień uśmiechu.
Siedzieliśmy na gałęziach opierając się o pień ogromnego drzewa i patrzyliśmy na znikające w leśnej gęstwinie sylwetki wilków. W tej chwili, gdy napięcie zaczęło opadać, moje zdziwienie i strach zaczęły przeradzać się w rozpaczliwą wściekłość i irytację.
- Co to miało być ? - warknęłam na usadowionego na sąsiedniej gałęzi chłopaka. - Chciałeś żeby cię rozszarpały ? Kto normalny biega po lesie ze stadem wilków o tej porze ?
- W zasadzie to wilki nie tworzą stad,  - odparł beznamiętnie, najwyraźniej nie poświęcając moim krzykom więcej uwagi, niż uważał za potrzebne - tylko watahy. - dodał nawet na mnie nie patrząc. W tym momencie moja irytacja dodatkowo wzrosła.
- Taaak ? W takim bądź razie mogłam cię tam do nich zrzucić. Wtedy mógłbyś lepiej poznać ich obyczaje! - nie przestawałam krzyczeć.
- Odwal się. Gdybym cię stamtąd nie zabrał, rozszarpałyby cię. - on tez zaczynał podnosić głos.
- Gdybyś na mnie nie wpadł, nie zaczęłyby mnie gonić!
- A więc to moja wina ? Jaka normalna dziewczyna biega w nocy po lesie, jeszcze do tego z zamkniętymi oczami ?
- Gdybyś się nie szlajał po niebezpiecznej części lasu pewnie by tu nie przybiegły. - w pewnym momencie zrobiło mi się głupio że zaczęłam na niego krzyczeć i poczułam wyrzuty sumienia spowodowane tym że wylałam na niego całą frustrację która zbierała się we mnie przez cały dzień. Przecież on tylko uciekał przed wilkami. Powinniśmy się oboje cieszyć że nic nam nie jest. Ale zamiast tego umilkliśmy. Czułam że powinnam przeprosić za mój wybuch ale słowa uwięzły mi w gardle. Dopiero teraz mogłam się mu dokładniej przyjrzeć. Miał krótkie blond włosy w grzywką, zadziornie opadającą mu na oczy w kolorze jasnego błękitu, o odcieniu tak zimnym że na sam widok po moich plecach przebiegł dreszcz. Był nie wysoki i szczupły. Nie był tak przystojny jak Kevin, ale miał w sobie coś przyciągającego uwagę. Oczy. Zdawały się przeszywać na wylot każdego na kim dłużej zawiesiły wzrok.
- Jestem Rebecca. - przemogłam się ale odpowiedziała mi jedynie cisza.
- Christopher. - powiedział po chwili, jakby z wahaniem i spojrzał na mnie nieco cieplej, jednak nie przestając świdrować mnie spojrzeniem lodowatych oczu.
_______________________________
Mam nadzieję że nie zawiodłam nikogo zbytnio. Postaram się żeby następne rozdziały były ciekawsze. Czytajcie, komentujcie i głosujcie w ankiecie to bardzo motywuje :D Dzięki temu pokonuje czasem swoje lenistwo i coś tu piszę.