poniedziałek, 20 stycznia 2014

Promise, Rozdział 5

 Rozpoczęła się długo wyczekiwana przez wszystkich pora roku. Powietrze pachniało ziemią, a wiosna dawała o sobie znać, pozwalając drzewom na wybudzenie się z zimowej śpiączki. Znużeni ciągnącą się w nieskończoność zimą, ludzie wyszli z domów żeby złapać trochę promieni słońca i pospacerować napawając się widokiem, budzącej się do życia przyrody.
 Ja także idąc do szkoły chłonęłam ten widok. Brakowało mi tego. Po ponad trzech miesiącach szarej zimowej pluchy, zapragnęłam znów poczuć na twarzy ciepło promieni słonecznych.
 Kiedy kilka dni temu spotkałam Chrisa w lesie, opowiedział mi o całej tej sytuacji z wilkami. Przypadkowo, chodząc po lesie natknął się na watahę, która zaczęła go gonić. Po tym jak mi to opowiedział porozmawialiśmy jeszcze chwilę i rozstaliśmy się żeby każde mogło pójść w swoją stronę. Mimo to zdziwiło mnie trochę że włóczył się po lesie w nocy, ale sama nie byłam lepsza więc zbytnio nie naciskałam na ten temat. Wydawał się miły, mimo tego przeszywającego spojrzenia którym zwykł mnie obdarowywać. Tak jak obiecałam, następnego dnia spotkałam się z Eve. Usiadłyśmy w naszej ulubionej kawiarence na rogu i rozmawiałyśmy długie godziny, zajadając się jabłecznikiem jak to miałyśmy w zwyczaju. Opowiedziałam jej o spotkaniu z Chrisem i o Kevinie. Najpierw uznała że to słodkie że mnie pocałował i zachwycała się tym że był taki tajemniczy, ale po dłuższej dyskusji zgodnie uznałyśmy że jest dupkiem, skoro mnie tak wystawił, więc nie drążyłyśmy jego tematu zbyt długo.
  Ucieszyłam się na myśl że już nie długo zrobi się ciepło i będziemy wyjeżdżać z Eve i resztą paczki nad wodę. Miałyśmy z Eve tak wiele wspólnych szczęśliwych wspomnień. Oprócz tych dobrych chwil, nasza przyjaźń przetrwała też sporo prób, ale mimo to zawsze wspierałyśmy się w trudnych momentach.
 W tem słońce wyjrzało zza chmur przerywając moje rozmyślenia i poczułam na twarzy ciepło jego promieni. Stęskniłam się za tym uczuciem. jednak nie nacieszyłam się tym zbyt długo, bo mina mi zrzedła kiedy zobaczyłam znajomego, granatowego Jeep'a. Odwróciłam wzrok niezadowolona i przyspieszyłam kroku. Niech nie myśli że nie mam mu za złe, tego że najzwyczajniej w świecie mnie olał. Nie potrafiłam zrozumieć jego postępowania. Najpierw jest dla mnie miły i w ogóle, całuje mnie chociaż się nie znamy, umawia się ze mną a potem nie przyjeżdża. To przecież nie ma sensu.
 Jeep sunął powoli przez asfalt by po chwili zrównać się ze mną prędkością. Kierowca opuścił szybę zza której wychyliła się rozpromieniona twarz Kevina.
- Podwieźć Cię ? - usłyszałam, jednak zignorowałam go nawet nie zaszczycając go spojrzeniem. Po głosie wywnioskowałam że raczej nie czuje się winny. - Hej, Adler. Zapytałem cię o coś. - jego głos już nie był tak rozradowany, jednak nie przestawał być przyjazny. Wyglądał na kogoś kto nie lubi gdy się go ignoruje.
 Chwila. Zatrzymałam się i obrzuciłam  go chłodnym spojrzeniem.
- Skąd wiesz jak się nazywam ?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - zgromiłam go wzrokiem, tym samym dając mu do zrozumienia że mnie to nie bawi - Ale powiedzmy że zgadywałem. - uśmiechnął się szelmowsko, widząc moje zdenerwowanie - I sądząc po tym jak zareagowałaś, najwyraźniej trafiłem. - spojrzałam na niego nie kryjąc irytacji i odniosłam wrażenie że bawi go to jak się wściekam - Wsiadaj...
- Przejdę się.
 Gdy tylko to powiedziałam, zobaczyłam jak zajeżdża mi drogę parkując na środku chodnika i wysiada z samochodu. Złapał mnie delikatnie za dłonie zachodząc mi drogę i nachylił się nade mną.
- Przestań, proszę cię. - szepnął.
- Przestań ? Tylko tyle masz mi do powiedzenia ? - w moim głosie można było wyczuć pretensję, wyrwałam ręce z jego uścisku - Po co w ogóle się ze mną umówiłeś skoro nawet nie miałeś zamiaru przyjechać ? - wściekłam się.
- Ehh to nie tak. - zaczął się tłumaczyć, przy tym gorączkowo wymachując rękami, - Nie mogłem przyjechać, wypadło mi coś bardzo ważnego.
- W takim razie, co to było ?
 Przez chwilę widziałam po jego minie że walczy ze sobą, ale po niespełna minucie ciszy westchnął zrezygnowany.
- Nie mogę ci powiedzieć. - szepnął w końcu.
- Więc chyba nie potrzebnie mnie zatrzymałeś. - powiedziałam chłodno i spróbowałam go wyminąć, ale złapał mnie delikatnie w talii i przyciągnął do siebie. Zirytowałam się. Co on sobie wyobraża ? - Puść mnie. - spróbowałam się wyrwać, jednak był zbyt silny - Czego ty w ogóle ode mnie chcesz ?
- Daj mi drugą szansę. - szepnął mi do ucha, drażniąc oddechem moją szyję.  Pachniał tak ładnie, że nie potrafiłam się mu oprzeć.- Przepraszam. - Widząc jak wzdycham zrezygnowana, delikatnie przejechał dłonią po moim policzku, odgarniając kilka niesfornych kosmyków które opadły mi na twarz. Znieruchomiałam walcząc z cudownym dreszczem który przebiegł mi po plecach. Poczułam że się rumienię, na co on uśmiechnął się z satysfakcją, widząc moje zawstydzenie. Humor najwyraźniej mu wrócił bo po chwili wypuścił mnie ze swoich objęć i podszedł do samochodu, żeby otworzyć przedemną drzwi.
- Więc skoro już mi wybaczyłaś, to może podwiozę cię do szkoły ?
- Kto powiedział że ci wybaczyłam ? - powiedziałam udając oburzenie. Nie potrafiłam się na niego gniewać.
- O daj spokój. Nie mów że nie rusza cię mój wrodzony urok. - zaśmiał się i puścił mi oczko.
- Jesteś nie możliwy. - odrzekłam rozbawiona, wsiadając do samochodu.

Siedziałam w kawiarni na rogu i dopijałam swój koktajl porzeczkowy. Eve radośnie świergotała o chłopakach z Kanady z którymi koresponduje, a w szczególności zachwycała sie Joshem, kuzynem jej koleżanki z tamtejszej klasy. Według jej opisu Josh wyglądał jak skrzyżowanie Adonisa z Bradem Pitt'em i grał na pozycji rozgrywającego w szkolnej drużynie koszykówki. Po chwili jednak zmieniła temat.
- Widziałaś się z Kevinem ? - zapytała z nieukrywaną ciekawością.
- Tak, dzisiaj rano podwiózł mnie do szkoły.
- I jak było ?
- A jak miało być ? - zapytałam zdziwiona.
- No nie wiem, umówiliście się ?
- Nie. - odpowiedziałam po chwili namysłu. Eve omal nie zadławiła się swoim ciastem kokosowym.
- Ehh... Rebel jesteś beznadziejna, czy ja naprawdę muszę uczyć się jak postępować z facetami ? - stwierdziłam że to pytanie retoryczne,  więc nic nie powiedziałam,na co ona ruchem dłoni przywołała przystojnego kelnera. Brązowowłosy chłopak podszedł do nas ochoczo.
- W czym mogę paniom służyć ? - zapytał, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Chciałabym zamówić cynamonowe i waniliowe espresso i ciebie na deser. - powiedziała taksując go wzrokiem, z kokieteryjnym uśmiechem na ustach.
 Zasłoniłam twarz ręką w geście zażenowania. Chłopak wyraźnie zaskoczony wypowiedzią Eve, speszył się nie wiedząc co powiedzieć. Posłałam mu przepraszający uśmiech.
- Koleżanka żartuje, espresso wystarczy. - próbowałam jakoś wybrnąć z sytuacji, ale kelner szybko zniknął za barem. Roześmiałam się. - Rzeczywiście jest twój, mistrzyni podrywu. - zakpiłam. Eve założyła ręce na piersi udając obrażoną, ale po chwili śmiałyśmy się w najlepsze z zaistniałej sytuacji, tym samym zwracając uwagę pozostałych gości i części personelu, w tym nieszczęsnego kelnera.
 Spojrzałam na zegarek, dochodziła 20. Za oknem robiło się ciemno, a ja obiecałam mamie że po drodze zahaczę jeszcze o market i kupię owoce. Do mamy miał dzisiaj przyjść Nick, więc nie śpieszyło mi się specjalnie. Świadomie odwlekałam mój powrót do domu.
 Tak jak obiecałam po drodze na przystanek autobusowy wstąpiłam do marketu, gdzie kupiłam kilka jabłek, bananów i kilogram mandarynek. Po zakupach z ociąganiem skierowałam się w stronę przystanku. Nie chciałam jeszcze wracać. Z utęsknieniem chłonęłam każdą chwilę napawając się zimnym nocnym powietrzem. Miasto nocą było naprawdę piękne, latarnie rzucały ciepłe światło na zwilżone wiosennym deszczem ulice, wszystkie te stare kamienice wprawiały w romantyczny nastrój. Miałam jeszcze dosyć kawałek do przejścia, więc postanowiłam skrócić sobie drogę i skręciłam w ciemny park. Znałam okolicę i nie bałam się tędy chodzić, nawet nocą. Czasem można było spotkać tu spacerujące za rękę pary, lub starszych ludzi karmiących gołębie, ale dzisiaj nie było nikogo. Na cały, dosyć spory teren parku paliła się tylko jedna latarnia. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam że całkiem liczna reszta została zbita. Poczułam narastający niepokój. Manewrowałam niepewnie między co większymi skupiskami szkła i przyspieszyłam kroku żeby jak najszybciej wyjść z tych nieprzebytych ciemności. 
 Wtedy zatrzymało mnie mocne szarpnięcie za rękaw kurtki, zachwiałam się i wpadłam na kogoś. Siatka z owocami wypadła mi z ręki, a mandarynki potoczyły się po chodniku. Tym kimś okazał się być wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, który chwycił mnie w pasie i zaczął brutalnie ciągnąć w stronę zarośli. Zaczęłam się szarpać i wyrywać, ale w wyniku moich starań, jego dłonie jeszcze mocniej zacisnęły się na moich przedramionach, w żelaznym uścisku, czułam jak pod skórom robią mi się siniaki. Miałam wrażenie że jego palce zaraz przebiją moją kurtkę a potem skórę. Usłyszałam krzyk. Długi, przeciągły jęk, bólu przepełniony goryczą. Brzmiący jak histeria zwierzęcia które wydając ostatnie tchnienie godzi się ze śmiercią. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę że wydobywa się on z mojego gardła. To był mój krzyk. W odpowiedzi na ten akt paniki,otrzymałam cios w twarz, który pewnie zwaliłby mnie z nóg gdyby nie palce coraz silniej zakleszczające się na mojej ręce. Fala bólu ogarnęła moją głowę i ramiona, by po chwili rozlać się po całym ciele. W ustach miałam metaliczny posmak krwi, skroń zapiekła, jak rana posypana solą i coś gorącego zaczęło spływać mi po twarzy. Po chwili dowlekł mnie do krzaków i powalił na ziemię. Uderzyłam głową o korzeń pobliskiego drzewa.  Bób w mojej głowie eksplodował na nowo. Coś ostrego wbiło mi się w nadgarstek. Gorąca krew spływała mi z ręki, zostawiając wszędzie czerwone plamy. Spanikowałam, dotarło do mnie co za chwilę może cię stać. Kiedy spróbował rozpiąć moje spodnie,  z całej siły kopnęłam go w szczękę, najwidoczniej poskutkowało bo złapał się za szczękę, zatoczył dwa kroki do tyłu i zaczął pluć krwią, siarczyście przy tym przeklinając. 
- Ty mała suko ! - krzyknął rozeźlony, nie czekając na jego dalsze reakcje, zerwałam się z trawnika i zaczęłam uciekać w przeciwnym kierunku. 
 Biegłam ile sił w nogach, kiedy byłam już blisko wyjścia z parku, odwróciłam się żeby zobaczyć czy mnie goni, ale nikogo nie dostrzegłam w tych nieprzeniknionych ciemnościach. Ścieżka była pusta, odetchnęłam. Nagle zderzyłam się z kimś. Impet uderzenia sprawił że się zachwiałam i nie wątpliwie uderzyłabym o ziemię gdyby nie podtrzymały mnie czyjeś silne ramiona.
___________________
Wiem jestem okropna że przerywam w takim momencie. Mam cichą nadzieję że notka jest satysfakcjonująca. Mam już ponad tysiąc wyświetleń ! Tak wiem że to mało w porównaniu do innych blogów ale i tak się cieszę. To mój mały rekord bo jeszcze na żadnym blogu nie zostałam na tyle długo żeby dobić do tysiąca wyświetleń. Pamiętaj cie że wasze komentarze karmią moją wenę :)

4 komentarze:

  1. Super rozdział!!!*** :)
    Dopiero co znalazłam tego bloga i czekam na new!

    OdpowiedzUsuń
  2. dziewczyno ! zajebisty jest twoj blog !!!! czekam na kolejny rozdzial !!!! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. kocham:* :* :* !!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Dramatyczne zakończenia masz już opracowane:) Tak uciąć w takim momencie, też coś...
    Opowiadanie ogólnie bardzo ciekawe. Z wilczkami w tle, co mi się podoba:)
    Czekam na rozdział.

    [moj-romeo.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń