piątek, 14 lutego 2014

Promise, Rozdział 6

 Ktoś chwycił mnie w pół, tym samym chroniąc przed upadkiem. Zdezorientowana zaczęłam się rzucać jak zwierze w pułapce, rozpaczliwie próbując się uwolnić. Biłam, drapałam i kopałam na oślep, kiedy ten ktoś złapał mnie mocniej i potrząsnął mną delikatnie.
- Do cholery, Adler! - krzyknął, a ja znieruchomiałam słysząc swoje nazwisko. Poczułam się jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Podniosłam niepewnie głowę żeby spojrzeć na osobę która trzymała mnie w ramionach. Kevin patrzył na mnie z miną człowieka który właśnie zobaczył ducha. - Co się stało ? - potrząsnął mną lekko kiedy dłuższy czas nie odpowiadałam.
Napięcie opadło, a adrenalina przestała krążyć w krwiobiegu. Wzburzona fala emocji domagała się uwolnienia, a ja zapragnęłam jak najszybciej się jej pozbyć. Dopiero teraz cały ból dał o sobie znać, to co czułam wcześniej było niczym, w porównaniu do tego co czułam teraz. Ponieważ ból fizyczny jest niczym w porównaniu z psychicznym, można powiedzieć że jest nawet odskocznią od niego. Poczułam się mała i bezbronna, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Zrobiło mi się słabo, a przed oczami zatańczyły czarne punkty i zapewne gdyby nie to że trzymał mnie w ramionach, pewnie osunęłabym się na ziemię.
Spuściłam głowę i przełknęłam łzy które zebrały się pod moimi powiekami. Nie chciałam żeby widział jak płaczę, słabość jest zbyt intymna żeby wystawiać ją na widok innych ludzi Czasem wmawiasz sobie że jesteś silny, po to żeby samemu w to uwierzyć, a kiedy już ci się to uda udajesz przed samym sobą że takim się stałeś, że to uczyniło cię naprawdę silnym. Gówno prawda. Możesz budować wokół siebie twardy mur z pozornej obojętności i chłodu a i tak nic ci to nie da. Bo kiedy staniesz w obliczu zagrożenia dopiero wtedy zrozumiesz że w środku jesteś kruchy jak ciasto francuskie.
- Co się stało ? - powtórzył pytanie, po czym zlustrował wzrokiem moje rozpięte spodnie i poszarpaną kurtkę. - Kto to zrobił ? - cisza - Czy on cię skrzywdził ?
Potrząsnęłam przecząco głową, w dalszym ciągu tocząc walkę z własnymi łzami. Wiedziałam że długo nie wytrzymam ale próbowałam możliwie jak najbardziej opóźnić chwilę wybuchu histerycznego płaczu. Bezskutecznie. Nie zdążył mi nic zrobić ale mimo to, rozpięte spodnie, rozcięta warga i wspomnienie obleśnych łap tamtego faceta na moim ciele, sprawiały że czułam się brudna i słaba.
Nim się spostrzegłam, samotna łza spłynęła po moim policzku. Kevin najwyraźniej to dostrzegł bo uniósł mój podbródek tym samym zmuszając mnie żebym na niego spojrzała. W jego oczach malowała się troska. Starł kciukiem łzę z mojego policzka, i przytulił mnie delikatnie.
- Ciii... Już dobrze. - szepnął mi do ucha uspokajająco – Już nic ci nie grozi. - głaskał mnie po włosach, nie wypuszczając z objęć. Potrzebowałam tego. Wtuliłam się w niego, wdychając jego zapach. Pachniał grejpfrutem, dymem papierosowym i czymś jeszcze. Czymś czego nie potrafiłam nazwać, ale mimo to podobało mi się. Może to głupie, ponieważ w ogóle go nie znam i nie powinno tak być, ale kiedy mnie tak do siebie przytulał, poczułam się przy nim... bezpiecznie.


***


Jej ciałem wstrząsnął szloch. Pozwoliłem żeby się we mnie wtuliła i objąłem ją mocniej, pragnąc ochronić przed złem tego świata. Gdybym tylko mógł, wziąłbym całe jej cierpienie na siebie. Była taka krucha i drobna. Zupełnie nie podobna do tej twardej i zadziornej dziewczyny która opieprzała mnie jeszcze dzisiaj rano. Teraz łkała cichutko, kurczowo trzymając się mojej kurtki, jakby w obawie że odejdę albo rozpłynę się w powietrzu.
W tej chwili przysiągłem sobie że znajdę tego śmiecia który jej to zrobił. Nie żebym był mściwy, zemsta jest poniżej mojej godności. Ale wypadki chodzą po ludziach... A dla mnie zaaranżowanie takiego ''wypadku'' nie powinno stanowić problemu. Mimo to przez chwilę walczyłem ze sobą żeby nie pobiec w stronę ciemnego parku, gdzie z pewnością szybko bym go znalazł. Przyjrzałem się jej przestraszonej twarzy, wyraźnej panice malującej się w wielkich szarych oczach. Nie mogę zostawić jej w takim stanie, nie teraz kiedy mnie potrzebuje.
- Dasz radę sama iść ? - zapytałem, delikatnie odsuwając ją od siebie. Widziałem że waha się przez chwilę, ale potem kiwnęła głową. Objąłem ją w talii i poprowadziłem w stronę miejsca gdzie zostawiłem samochód.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, pomogłem jej wsiąść do samochodu i ruszyliśmy. Przez większą część drogi zastanawiałem się co powinienem zrobić w takiej sytuacji. Nie mogłem jej przecież zabrać do siebie, nie potrzebnie by się przestraszyła i jeszcze pomyślałaby że chcę jej coś zrobić. Pozostało mi odwieźć ją do domu i jakoś wytłumaczyć jej matce co się stało. Czułem się za nią w pewien sposób odpowiedzialny.
Kątem oka spostrzegłem że już przestała płakać, teraz skuliła się na siedzeniu i wbiła nieobecny wzrok w ciemną drogę przed nami. Cała się trzęsła, nie wiedziałem czy z zimna czy z frustracji. Sięgnąłem na tylne siedzenie po pled i podałem jej go żeby mogła się okryć. Zdawała się tego nie zauważyć i dalej pusto patrzyła w przestrzeń.
- Reb. - widziałem jak podskakuje na siedzeniu na dźwięk swojego imienia – Przykryj się tym. - podsunąłem jej pled, na co ona drżącymi dłońmi zabrała go z moich rąk i popatrzyła na mnie z wdzięcznością. Widziałem jak go rozkłada i się przykrywa, wtulając się w niego jak dziecko w ulubionego pluszaka.
Po kilkunastu minutach zaparkowałem na poboczu pod jej domem, bo na podjeździe stało srebrne volvo, którego nigdy wcześniej tu nie widziałem.
Spojrzałem na jej pogrążoną we śnie twarz. Spała smacznie na siedzeniu pasażera, otulona ciepłym pledem. Wyglądała tak spokojnie i beztrosko. Wsłuchałem się w jej miarowy oddech, myśl że ktoś śpi obok mnie działała na mnie uspokajająco. Nie miałem sumienia jej budzić ale wiedziałem że muszę to zrobić. Potrząsnąłem delikatnie jej ramieniem.
- Rebecca, obudź się. - poruszyła się nieznacznie ale dalej nie otwierała oczu - Reb, jesteśmy na miejscu.
- Mamoo... - jęknęła i wtuliła się bardziej w koc, a kiedy nie ponowiłem próby jej obudzenia na jej twarz wypłynął błogi uśmiech. Zaśmiałem się cicho.
- Rebecca kochanie, ja nie jestem twoją mamą. - wyprowadziłem ją z błędu, próbując nie wybuchnąć śmiechem.
- Cooo ? - tym razem przeciągnęła się rozkosznie i zamrugała trochę nieprzytomnie. Kiedy mnie zobaczyła, podskoczyła na siedzeniu tak gwałtownie że uderzyła głową o dach samochodu i przyjrzała mi się badawczo, jakbym był jakimś nadprzyrodzonym zjawiskiem.
- Co ja tu... ? - zaczęła, ziewając słodko i rozmasowując miejsce w które się uderzyła.
- Jesteśmy przed twoim domem. Rodzice na pewno bardzo się o ciebie martwią. - powiedziałem, na co ona widocznie się spięła, jeszcze bardziej pobladła i odsunęła się ode mnie. Z daleka widać było że perspektywa powrotu do domu napawała ja strachem.


***


Kevin patrzył na mnie wyczekująco, pewnie myślał że będę chciała jak najszybciej wrócić do domu. I pewnie by tak było gdyby nie fakt, że moja matka bardziej interesowała się swoim nowym kolesiem niż mną - swoją córką. Nie potrafiłabym udawać że wszystko jest normalnie, a ona od razu wyczułaby że coś jest nie tak. A jakoś nie pociągała mnie perspektywa szczegółowego opisywania dokonanej na mnie próby gwałtu jej i jej nowemu fagasowi który, sądząc po obecności nie znanego mi auta na podjeździe, pewnie został na noc.
- Nie, ja nie mogę teraz wrócić do domu... - powiedziałam nie wiedząc jak mu to wytłumaczyć. Spojrzał na mnie badawczo, jakby próbował wyczytać z mojej twarzy czy przypadkiem nie bredzę. - Nie każ mi tego robić... - jęknęłam próbując ukryć błagalną nutę, która mimowolnie pobrzmiewała w moim głosie.
W jego oczach dało się dostrzec wewnętrzną walkę, jakby rozważał następstwa, jakie mogą się pojawić jeżeli zostawi mnie przed domem. Po dłuższej chwili milczenia, kiwnął głową w geście zrozumienia i zawrócił. Teraz pędziliśmy z zawrotną prędkością, dookoła rozciągał się las, który zdawał się migać za szybą w postaci plamek zieleni i czerni. Przez chwilę chciałam zaproponować żeby zwolnił. Ale nie miałam na to siły, czułam się jak balon z którego ktoś spuścił powietrze. Po chwili jednak przyzwyczaiłam się do szaleńczego stylu jazdy Kevina i było mi już wszystko jedno.
Po paru minutach minęliśmy skrzyżowanie na którym pierwszy raz się spotkaliśmy. Czułam jak mimowolnie blady uśmiech wypływa mi na twarz, na wspomnienie tej chwili. Chyba to zauważył, bo zerknął na mnie i również się uśmiechnął.
Zaczęłam się zastanawiać, jak wytłumaczę mamie to że nie wróciłam na noc, ale po chwili odpędziłam te myśli pewna że i tak nie zauważy mojej nieobecności. Jest zbyt zajęta Nickiem żeby zauważyć że jej niepełnoletnia córka nie wróciła na noc, albo po prostu pomyśli że spałam u Eve. Może to i lepiej ? Przynajmniej nie będę musiała się jej tłumaczyć, z tego że spałam poza domem. Zastanowiłam się dlaczego wolę jechać nie wiadomo gdzie, z prawie nie znanym mi chłopakiem, o którym nie wiem dosłownie nic, niż wrócić do domu, do ''kochającej'' rodziny. Przecież to niedorzeczne. Ale nie miałam energii na kombinacje dotyczące tego jak i gdzie spędzę najbliższą noc. Odpowiadało mi to że Kevin nie kazał mi wrócić do domu, ani jechać do koleżanki. Sam się wszystkim zajął i nawet nie próbował wypytać mnie o to dlaczego nie chcę wrócić do domu. Nie zadawał pytań i za to byłam mu wdzięczna.
Skręciliśmy w leśną drogę, wbrew moim przypuszczeniom była idealnie wyjeżdżona, żadnych dziur, wystających korzeni ani wertepów na których mogłabym obić sobie i tak już obolałą kość ogonową. Po kilkudziesięciu metrach las zaczął rzednąć i w pewnym momencie znaleźliśmy się na sporych rozmiarów polanie. Mniej więcej pośrodku stał jednopiętrowy budynek. Nie byłam w stanie dokładniej mu się przyjrzeć bo na zewnątrz było ciemno, co zdecydowanie utrudniało dokładniejsze obserwacje.
Kevin zaparkował na wysypanym żwirem podjeździe, po czym wysiadł, obszedł auto i pomógł mi wysiąść. Kiedy się wyprostowałam, moje kości zaczęły strzelać rozpaczliwie od dłuższego trwania w tej niezbyt wygodnej pozycji. O dziwo czułam się już nieco lepiej, ta odrobina snu której zaznałam podczas jazdy, trochę mi pomogła.
Noc była cicha i spokojna, delikatny wietrzyk nieśmiało poruszał moimi splątanymi włosami. Weszliśmy na ganek, stare deski cicho skrzypnęły pod naszym ciężarem. Kevin schylił się, wyciągnął mały srebrny kluczyk ze szczeliny między deskami i zabrał się za otwieranie drzwi. Przekręcił kluczyk, zawiasy jęknęły cicho i drzwi ustąpiły zapraszając nas do środka.
Wnętrze było minimalistyczne. Na pierwszy rzut oka widać było że urządzał je mężczyzna. Żadnych niepotrzebnych, niepraktycznych ozdób. Pod ścianami stały masywne meble z ciemnego drewna, ściany były pomalowane na przygaszone odcienie niebieskiego, beżu i szarości, a przez cienki zasłony zawieszone w wielkich oknach, do pokoju wpadała księżycowa łuna.
- Nie ma to jak w domu. Co nie? - powiedział Kevin i spróbował uśmiechem dodać mi otuchy. Nie odpowiedziałam. Stałam na środku korytarza, zastanawiając się czy aby dobrze zrobiłam przyjeżdżając z nim w to miejsce.
Przeszliśmy przez korytarz gdzie zostawiliśmy kurtki i skierowaliśmy się do dużego pokoju z czarną skórzaną kanapą i telewizorem, który najprawdopodobniej był salonem. Kevin posadził mnie na kanapie i kazał na siebie zaczekać. Po chwili wrócił z wielką czerwoną apteczką i szklanką wody, która mi podał, po czym usadowił się na kanapie obok mnie. Kiedy otworzył apteczkę, moim oczom ukazała się imponująca kolekcja narzędzi medycznych, w której skład wchodziło między innymi kilka rodzajów skalpeli, szczypiec i nici do zszywania ran. Zastanowiłam się przez chwilę po co mu tyle tego żelastwa. Moja domowa apteczka ograniczała się do wody utlenionej, plastrów i dwóch opakowań aspiryny.
Nasączył wacik w spirytusie i zaczął przemywać moją rozciętą skroń. Rana zapiekła, wciągnęłam głośniej powietrze.
- Nie ruszaj się. Nieźle się poobijałaś - powiedział naklejając plaster w miejscu rozcięcia.
- Sama sobie tego nie zrobiłam - burknęłam z miną obrażonego dziecka. Uśmiechnął się i podniósł delikatnie mój podbródek, tak że patrzyłam teraz na jego skupioną na opatrywaniu mnie twarz. Był taki przystojny, przydługie kosmyki znad czoła opadały mu na oczy dodając mu jeszcze więcej uroku. Chyba zauważył że mu się przyglądam bo podniósł wzrok i napotkał moje zafascynowane spojrzenie. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Oparłam ręce na kolanach i wtedy coś w nadgarstku mocno mnie zapiekło. Syknęłam z bólu i spojrzałam na rękę. Dziwne że wcześniej tego nie zauważyłam. Cały rękaw mojego białego swetra był skąpany w do połowy zakrzepłej krwi, która powoli i zaczęła przemakać przez materiał jeansów. Zachłysnęłam się powietrzem i odwróciłam wzrok. Stwierdzenie że nie lubię widoku krwi byłoby sporym niedopowiedzeniem. Można powiedzieć że mnie przeraża. Kevin odsunął delikatnie mój rękaw i naszym oczom ukazał się wielki kawałek szkła wystający z rany na moim nadgarstku. Kevin szybko naciągnął na dłonie gumowe rękawiczki i chwycił za szklany odłamek próbując go wyciągnąć. Jęknęłam z bólu. Przypomniało mi się jak wtedy w parku upadłam na ziemię i coś ostrego boleśnie wbiło mi się w rękę, to musiało stać się wtedy. Ale jakim cudem nie poczułam tego przez całą drogę tutaj? Nie wiedziałam i zapewne się nie dowiem.
- Miałaś szczęście, dwa milimetry w lewo i przerwałoby ci żyłę – wystawił diagnozę tonem lekarza skupionego na swojej pracy. Brakowało mu tylko białego kitla. W sumie nie miałabym nic przeciwko temu żeby badał mnie taki lekarz.
- Auć – syknęłam, kiedy przyłożył mi do rany watkę nasączoną spirytusem – I co teraz ze mną będzie, doktorku?
- Będę musiał ci to zszyć, żeby... - przerwał w połowie i przyjrzał mi się badawczo, jakby dopiero teraz dotarło do niego co powiedziałam. Uśmiechnął się pod nosem. Po chwili wyciągnął grubą igłę, domyśliłam się że zaraz będzie zakładał mi szwy i kiedy wbił mi ją w rękę odruchowo odwróciłam wzrok, co oczywiście nie uszło jego uwadze.
- Oo... Czyżbyś bała się widoku krwi? - w jego głosie dało się wyczuć kpinę pomieszaną z satysfakcją - Daj spokój to tylko drobna rana, nic poważnego. - wyszczerzył się nie przestając nabijać się z mojego lęku. Posłałam mu zirytowane spojrzenie.
Dupek. Ale za to jaki przystojny. Po chwili jednak, skarciłam się w myślach.
Kiedy skończył zszywać, wstał z kanapy i zdjął gumowe rękawiczki z miną chirurga po udanej operacji.
- No, za tak fachową pomoc medyczną, należy mi się jakaś nagroda – wyszczerzył się, wyraźnie z siebie zadowolony. Ale szybko dodał – A teraz idę po coś do jedzenia dla mojej dzielnej i niewątpliwie głodnej pacjentki. - puścił mi oczko i zniknął za drzwiami pokoju.
- Skąd pomysł że jestem głodna?
- Widząc jak pożerasz mnie wzrokiem, ciężko się nie domyślić - dobiegł mnie z kuchni jego rozbawiony głos. Prychnęłam. Nie dość że dupek to jeszcze myśli że może mieć każdą, zaczęłam psioczyć na niego w myślach.
- Więc teraz bawimy się w doktora? - zaśmiałam się słysząc jak krząta się po kuchni, najwyraźniej próbując skombinować coś do jedzenia.
- Nie wiem jak tobie, ale mi taki układ odpowiada. Ja cie zszywam, a ty patrzysz na mnie z wdzięcznością i uwielbieniem.
- Wcale nie patrzę na ciebie z uwielbieniem. - założyłam ręce na piersi, udając oburzenie z miną naburmuszonego dziecka. Jednak szybko tego pożałowałam bo świeżo zszyta rana zapiekła żywym ogniem, gdy tylko zetknęła się z materiałem swetra.
- Tak wmawiaj sobie dalej – wkroczył do pokoju z talerzem pełnym kanapek. Posłał mi łobuzerski uśmiech, na widok którego zmiękłyby mi nogi gdybym akuratnie nie siedziała, usiadł obok mnie na kanapie i odgryzł kawałek kanapki.
Pomyliłam się, on nie myślał że może mieć każdą. On to wiedział.
Nagle poczułam się dziwnie wyróżniona, co nieco bardziej mnie ośmieliło.
- Kucharz, kelner i lekarz w jednym. Masz jeszcze jakieś ukryte talenty? - zapytałam posyłając mu uśmiech i zabrałam się do jedzenia jednej z kanapek.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jakie – uśmiechnął się tajemniczo.
- Może spróbuję zgadnąć? - starałam się nie brzmieć jak flirciara ale chyba nie poskutkowało.
- Nie sądzę żeby ci się udało. Ale w sumie co mi szkodzi? - wzruszył ramionami i rozłożył się na oparciu kanapy.
- Hmmm... No nie wiem... - udałam głębokie zamyślenie - Może robisz striptiz? - roześmiałam się, na co on prawie zakrztusił się kanapką.
- A co? Tak szybko chciałabyś to sprawdzić?
Roześmiałam się i wymierzyłam mu kuksańca w bok, na co on tylko pokiwał na mnie palcem w karcącym geście, ale po chwili mi zawtórował. Miał w sobie coś takiego że szybko zapomniałam o całym bólu który spotkał mnie dzisiejszego wieczoru.
- Tobie tylko jedno w głowie. - westchnął udając oburzenie i złapał się teatralnie za głowę. Przysunął się bliżej mnie, tak że teraz nasze twarze dzieliło od siebie około 15 cm.
- A tobie niby nie? - zachichotałam próbując powstrzymać drżenie głosu spowodowane jego bliskością. Z każdą sekunda odległość między nami się zmniejszała, tak że miałam wrażenie że za chwilę zupełnie zniknie.
- Nieee... Próbujesz mnie o coś oskarżać? - serce tłukło mi się w piersi, tak mocno że zaczęłam się obawiać że za chwilę złamie mi żebro, jeżeli tylko on zbliży się do mnie jeszcze o milimetr.
- Nie śmiałabym – wypowiedziałam te słowa praktycznie w jego usta, bo prawie stykaliśmy się nosami. Zamknęłam oczy i delikatnie rozchyliłam usta w oczekiwaniu na to co za chwilę miało się stać.
I w tym momencie w powietrzu rozbrzmiały pierwsze akordy ''Watcha say'' Jason'a Derulo, brutalnie przerywając ciszę. Dopiero po chwili zorientowałam się że to z mojego telefonu wydobywa się ten dźwięk, sygnalizując że ktoś do mnie dzwoni. Natychmiast zerwaliśmy się z miejsc, nieco zakłopotani zaistniałą sytuacją. Poczułam jak rumieniec zawstydzenia mimowolnie rozlewa się po mojej twarzy.
- Chyba powinnam odebrać. - wypowiedziałam niepewnie, na co on kiwnął głową i spuścił wzrok, a ja ruszyłam się w stronę korytarza, skąd dobiegał dźwięk.
Gdy tylko odebrałam, zostałam zalana potokiem słów.
- Rebecca, miałaś już dawno być w domu. Czy wiesz która godzina? Nie raczyłaś nawet do mnie zadzwonić żeby powiedzieć że zostajesz u Eve. Ile razy mam ci powtarzać że musisz informować mnie o takich rzeczach. - wydyszała jednym tchem moja mama. Spojrzałam odruchowo na zegarek zawieszony na równoległej ścianie i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Dochodziła druga w nocy. Kiedy to zleciało? Owszem czułam się dobrze w towarzystwie Kevina, ale nie mogłam uwierzyć że czas tak po prostu przepływał mi przez palce.
- Jesteś tam? - pełen wyrzutu głos z słuchawki przypomniał mi że powinnam się odezwać.
- Tak, przepraszam mamo. Zagadałyśmy się, wiesz jaka jest Eve, – przerwałam i odwróciłam się w stronę otwartych drzwi do salonu, przez które bez problemu mogłam zobaczyć Kevina, który opierając łokcie na kolanach, siedział na kanapie wlepiając zamyślony wzrok w podłogę. Kiedy spojrzał w moją stronę, lekko się zarumieniłam, na co on uśmiechnął się delikatnie, ale jakby i z satysfakcją. - tak wyszło. Wrócę jutro.
- Dobrze kochanie, w takim razie pa. Baw się dobrze .
- Pa.
Rozłączyłam się i wróciłam do pokoju.
- Chyba powinnam się umyć i przebrać. Mógłbyś użyczyć mi jakichś ciuchów? - zasugerowałam po chwili. Kevin wstał z kanapy i odgarnął dłonią włosy z czoła.
- Jasne, zaraz ci czegoś poszukam – powiedział i wyszedł z salonu na korytarz z którego przeszedł do jakiegoś ciemnego pokoju. Podążyłam za nim, w środku panował mrok, ale kiedy rozbłysło światło, moim oczom ukazał się schludny, przestronny pokój z wielkim oknem, zajmującym prawie całą ścianę, przez które można było oglądać rozgwieżdżone niebo. Wszystkie meble były solidnie wykonane z ciemnego drewna. Pod ścianą obok drzwi stał duży regał z książkami i przysadzisty czarny fotel. Prostopadle do niego stała czarna komoda do której właśnie podszedł Kevin i zaczął w niej grzebać bezceremonialnie wywracając, ułożone w szufladach ubrania.
Tym co najbardziej przyciągnęło moją uwagę było ogromne dwuosobowe łóżko, zaścielone białą pościelą. Cała ściana za nim była wyklejona fotografiami. Podeszłam bliżej żeby lepiej im się przyjrzeć. Były na nich rozmaite sytuacje, osoby, krajobrazy i zwierzęta. Większość z nich przedstawiała ludzi, ale wyglądały tak jakby były robione przypadkowym osobom. Na jednej z nich był chłopiec bawiący się piłką na placu zabaw, a na innym uśmiechnięta starsza kobieta wychylająca się zza straganu z owocami. Tylko jedna postać powtarzała się na kilkunastu fotografiach. Była to śliczna ciemnowłosa dziewczyna, uśmiechająca się zalotnie do fotografa. Na jedynym zdjęciu na jakim był Kevin, stał właśnie z nią i jakimś jasnowłosym chłopakiem. Wszyscy się uśmiechali, tylko dziewczyna, uwieszona na jego ramieniu miała w oczach jakieś dziwne iskry. Jeszcze raz powędrowałam wzrokiem do blondyna, Wydawało mi się że już kiedyś go widziałam, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie. Ten chłód w jego błękitnych oczach wydawał mi się dziwnie znajomy, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć u kogo go widziałam.
- Niestety nie mam zwyczaju przebierania się w babskie ciuszki, więc będę musiał dać ci coś swojego – z zamyślenia wyrwał mnie rozlegający się tuż przy moim uchu głos Kevina. Wzdrygnęłam się i w jednej chwili poczułam się głupio, ale on nie wydawał się być zły. Raczej smutny, jakby zdjęcia przywoływały bolesne wspomnienia. Przez chwilę dumał z wzrokiem wbitym w ścianę, ale po chwili podał mi złożone w kostkę ubrania.
- Korytarzem na lewo jest łazienka. Postaraj się nie zamoczyć opatrunków, dobrze?
- Jasne, dzięki - wzięłam od niego ubrania i skierowałam się w wcześniej wskazanym mi kierunku. Łazienka była czysta i jasna. Glazura w kilku odcieniach niebieskiego zdobiła prawie całą jej powierzchnię. Zanim weszłam pod prysznic, zrzuciłam z siebie ubrania i dokładnie obejrzałam swoje posiniaczone ciało w stojącym w rogu lustrze. Pomijając fakt że byłam strasznie brudna, głównie umazana zakrzepłą krwią, moje ciało zdobiło kilka dużych siniaków. Większość znajdowała się na przedramieniu, w miejscu za które chwycił mnie tamten facet i w okolicach biodra. Przyjrzałam się swojej twarzy, rozcięta warga i skroń wyraźnie odznaczały się na bladej skórze. Resztki rozmazanego tuszu znaczyły trasę łez na mojej twarzy w postaci niewyraźnych smug na policzkach. Westchnęłam głośno i weszłam pod prysznic. Już po chwili gorąca woda sprawiła że się zrelaksowałam. Burza w głowie trochę się uspokoiła a mięśnie rozluźniły. Usilnie próbowałam zmyć z siebie przykre wspomnienia dzisiejszego wieczoru. Ale wiedziałam że choćbym nie wiem jak się szorowała, nie pozbędę się tamtego uczucia paraliżującego strachu, bólu i dłoni tamtego faceta na swoim ciele. Trudno mi będzie wyrzucić to z pamięci.
Ale nie chciałam teraz zaprzątać sobie głowy czymś tak przykrym. Przypomniał mi się Kevin i ta sytuacja przed chwilą, zanim zadzwoniła mama. Byłam pewna że gdyby nie telefon, pocałowalibyśmy się. A może zbyt wiele sobie dopowiadam? Sama nie wiedziałam co o tym myśleć, przecież znałam go tak krótko. A jednak chciałam tego, chciałam żeby mnie pocałował. Od naszego pierwszego spotkania coś przyciągało mnie do niego. Przy nim czułam przyjemne dreszcze i bezpieczeństwo jednocześnie. Przecież to absurdalne.
Wyszorowałam się porządnie szamponem o zapachu eukaliptusa, który stał na półeczce pod prysznicem i wytarłszy się ręcznikiem założyłam naszykowane przez Kevina ciuchy. Tak jak przypuszczałam, wszystko było na mnie dużo za duże. Czarna koszulka z logo Hollywood Undead sięgała mi przed kolano, a granatowe spodenki do gry w koszykówkę zamiast przed kolano sięgały mi prawie do połowy łydki. Owinęłam włosy w ręcznik i rozejrzawszy się po łazience w poszukiwaniu suszarki, uświadomiłam sobie że przecież on mieszka sam, a zapewne samotnie mieszkający chłopak nie będzie miał tego niezwykle przydatnego urządzenia. Zrezygnowana odcisnęłam włosy w ręcznik i rozwiesiwszy go na grzejniku, wyszłam z łazienki.
Kevin kucał przy kominku w salonie i rozpalał ogień. Płomienie rzucały ciepłe światło na jego zamyśloną twarz. Kiedy tylko zauważył moją obecność, zlustrował mnie wzrokiem i uśmiechnął się tak że zmiękły mi nogi.
- Ładnie ci - skomentował moją, albo raczej jego piżamę. Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi i poczułam jak szkarłatny rumieniec wkrada mi się na twarz, po raz kolejny tego wieczoru. Wstał i minąwszy mnie zaprosił gestem do tego żebym poszła za nim. Weszliśmy do sypialni i przystanęliśmy obok wielkiego dwuosobowego łóżka.
- Będziesz spać tutaj – poinformował mnie wskazując mebel ręką.
- A co z tobą? - zapytałam z cichą nadzieją, że mi potowarzyszy.
- Dzisiaj prześpię się na kanapie - powiedział uśmiechając się niepewnie, na co westchnęłam cicho, lekko zrezygnowana. W duchu, miałam nadzieję zyskać pretekst żeby móc się do niego przytulić, co było zresztą bezsensowne, skoro ledwo się znaliśmy. Nie dopuszczałam do siebie tej myśli, ale mimo wszystko wiedziałam że tak naprawdę chciałabym skończyć to co zaczęło się w salonie i zostało nam tak okrutnie przerwane przez telefon od mojej matki.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam nerwowo skubać palcami krawędź koszulki.
- W takim razie ja pójdę się wykąpać, a ty się tu rozgość. Potem jeszcze przyjdę żeby powiedzieć ci dobranoc – powiedział i ruszył w stronę drzwi prowadzących na korytarz.
- Kevin? - zatrzymał się w drzwiach i odwrócił w moją stronę pytające spojrzenie – Dziękuję – powiedziałam na co on tylko uśmiechnął się delikatnie i wyszedł.
Zostałam sama w jego pokoju. W pokoju chłopaka który dzisiaj prawdopodobnie uratował mi życie. Chłopaka który dzisiaj prawie mnie pocałował. Chłopaka o którym ostatnio stanowczo zbyt często myślałam.
Chwilę później usłyszałam szum bieżącej wody. Niewiele myśląc padłam na łóżko zanurzając się w śnieżnobiałej pościeli. Nie pamiętam co było dalej więc chyba zasnęłam. Zasnęłam otoczona jego zapachem. Delikatnym aromatem cynamonu i grejpfrutów.
______________________
No i koniec końców, rozdział już jest. Wiem że późno, ale się tak złożyło że jest na walentynki :) Od ostatniego posta wbiło mi ponad 2300 wyświetleń, z czego bardzo się cieszę. Mam nadziejęże rozdział jest w miarę ciekawy i sie podoba. Dziękuję wszystkim komentującym, wasza opinia jest dla mnie ważna i bardzo sie cieszę że ją wyrazacie :)
WAŻNE ! Postanowiłam zrobić coś na kształt konkursu na tytuł tego opowiadania, bo ''Promise'' jednak niezbyt do mnie przemawia. Piszcie w komentarzach jak powinno się ono nazywać. Zwycięzca - ten kto wymyśli najlepszą nazwę, otrzyma dedykacje w następnych dwóch rozdziałach. Jeżeli ktoś nie ma konta a ma pomysł na tytuł, niech napisze komentarz aninimowo i podpisze się ksywką żebym wiedziała komu zadedykować rozdział.

14 komentarzy:

  1. „jak ciasto francuskie.” Mniam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale bardzo ładnie :’)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż łezka mi się w oku zebrała to o tym murze i w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  4. ''Watcha say'' hide and seek ;xxx

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurwa nie dziw się, że nikt nie chce komentować jak te zjebane kody trzeba wpisywać
    ;________________________________;
    masakra, ale bardzo ładnie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah Karoo xd
      ej no wiem, ztymi kodami to masakra, jeszcze nie da się tego usunąć w ustawieniach :P

      Usuń
  6. Kevin jest wspaniały. A do tego kocham grejpfruty, więc ideał :) Okropne musi być to, co przeżyła Rebecca, a on tak ładnie się nią zaopiekował. Na plus :)
    http://nasze-nigdy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj. Nominuję Cię do Liebster Award. Więcej informacji na ten temat znajdziesz tutaj: http://rammstein-moja-perspektywa.blogspot.com/p/liebster-award.html

    Znalazłam Twojego bloga przypadkiem, szukając ciekawych opowiadań do nominowania. Zagłębiam się w lekturę i życzę miłej zabawy z odpowiadaniem na pytania i nominowaniem innych blogerów! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. świetne ♥
    zapraszam Cię serdecznie - http://tylko-badz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny blog i ciekawy wpis :)
    Obserwuję i zapraszam do mnie: http://dawidkwiatkowski-opowiadanie.blogspot.com/2014/02/6-rozdzia-chwytaj-dzien-najbardziej-jak.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetnie piszesz, bardzo mi się podoba :)
    Zapraszam do mnie, dopiero zaczynam <3
    http://because-someday-it-will-be-better.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. masz super blog zapraszam do mnie - http://tyijanazawsze.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  12. Ojej jaki ten rozdział był słodki :) Mam nadzieje że ten facet zapłaci za to co jej zrobił.Nienawidzę takich gnoi...
    Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
    Zapraszam do mnie http://phii-inna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Dawać nowy rozdział! <3 boskie ^^.

    OdpowiedzUsuń