Jego ciepły oddech drażnił skórę
na karku, ale sama obecność i aura jaką w tej chwili roztaczał
wokół siebie, przyprawiała mnie o zimne dreszcze na całym ciele.
Powietrze było naelektryzowane i zimne. Gdyby nie wrażenie jego
świdrującego spojrzenia wbitego w moje plecy, objęłabym się
ramionami, aby chodź trochę złagodzić uczucie chłodu które mu
towarzyszyło. Słyszałam jego głos już wiele razy, za każdym
razem był ciepły i głęboki, istna melodia dla ludzkich uszu.
Teraz może i nie stracił swojego niskiego barytonu, ale chłodem
przyćmiewał zero absolutne. Po czułości i cieple nie został
nawet ślad. Za to dźwięczał w nim zawód i złość.
Nie wiem dlaczego ale przywiódł mi na myśl, ciężkie powietrze obwieszczające nadejście huraganu, z pozoru ciepłe ale mimo to złowieszcze i przytłaczające. Taka subtelna zapowiedź hamowanego przez pewien czas gniewu. Czułam że jeżeli szybko czegoś nie wymyślę to skończy się to dla mnie gorzej niż źle i poznam go od tej strony, od której nie mam najmniejszej ochoty poznawać.
Odwróciłam się na pięcie aby spojrzeć mu w twarz.
Kiedy spojrzałam w jego oczy nawiedziło mnie uczucie, lodowatego zimna, zupełnie jakbym włożyła rękę, pod taflę lodu na zamarzniętym jeziorze. Przywiodły mi na myśl koszmar który nawiedził mnie dzisiejszej nocy.
Zimne i nieprzeniknione.
Po chwili jednak dostrzegłam w nim ciekawość. Zupełnie jakby właśnie planował wedrzeć się do mojego umysłu i dowiedzieć ile zobaczyłam.
I jak tłumaczę sobie to co zobaczyłam.
Właściwie sama się nad tym zastanawiałam.
Nie wątpliwie widziałam więcej niż powinnam była zobaczyć, aby zachować w głowie obraz Kevina jako dobrego i opiekuńczego chłopaka jakim dotychczas wydawał się być.
Ale ewidentnie zbyt mało aby zaspokoić moją wrodzoną ciekawość i wewnętrzny głód informacji, który wzmagał się z każdym odsłoniętym fragmentem tej przedziwnej tajemnicy jaką stanowił TEN chłopak.
Chłopak który stał teraz przede mną z nieodgadnionym wyrazem twarzy i żalem w oczach. Zupełnie jakby miał mi za złe że tu weszłam i odkryłam TO.
Ha! Na pewno miał mi za złe, bowiem nie wyglądał mi na kogoś kto chętnie dzieli się swoim życiem prywatnym.
A już na pewno nie brudnymi sekretami. Jednym z których jakby nie patrzeć niewątpliwie był ten pokój. Bo kto normalny trzyma w szopie za domem kolekcję broni, liczącą tyle egzemplarzy i rodzajów że, byłaby w stanie spokojnie zaopatrzyć nie mały oddział partyzancki.
Muszę przyznać zaskoczył mnie. Nie tego się spodziewałam. Tak naprawdę sama nie wiem czego się spodziewałam wchodząc, prawie włamując się, do ukrytego pomieszczenia w szopie, koło domu w środku lasu.
Świerszczyków?
Gdybym nie stała kompletnie sparaliżowana strachem naprzeciwko Kevina który emanował furią na wszystkie możliwe strony, chyba bym się roześmiała.
Przyjrzałam mu się.
Nie, nie wyglądał na faceta czytającego Świerszczyki. Raczej kryminały lub literaturę medyczną.
Jego inteligentne oczy lustrowały mnie. Kawałek po kawałku, jakby próbując wyczytać emocje jakie mną targały w tej chwili. Nie potrzebnie. Podejrzewam że przerażenie i zakłopotanie jakie zazwyczaj odczuwa dziecko złapane na gorącym uczynku miałam wypisane na twarzy.
Nie, był zbyt przystojny żeby potrzebować świerszczyków.
To komiczne. Stoję w sekretnym składziku broni palnej (i nie tylko), z jego wkurzonym właścicielem i zastanawiam się czy nie czyta Świerszczyków.
- Nie powinienem był cię tu zabierać. - powiedział – Nie powinnaś była zobaczyć tego wszystkiego. - kopnął w jeden z metalowych regałów z którego spadło kilka kul, żeby chwilę później potoczyć się po podłodze we wszystkich możliwych kierunkach.
Złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę drzwi. Jego palce boleśnie wbijały się w moją skórę, ale on, najwyraźniej kompletnie nie strudzony tym faktem, dalej uparcie wlókł mnie w stronę wyjścia z szopy.
Moja sytuacja nie przedstawiała się zbytnio korzystnie. Utwierdziwszy się w przekonaniu że próba wyrwania się i natychmiastowej ucieczki nie wchodzi w grę, powróciłam do swoich przemyśleń i kontynuowałam moje małe, wewnętrzne śledztwo, z nadzieją że być może nasunie mi się coś co umożliwi mi wyrwanie się z tej beznadziejnej sytuacji.
Rozważyłam więc inne opcje.
Wybiegając wyobraźnią dalej mogłam pomyśleć że jest seryjnym mordercą, a w lodówce za stalowymi drzwiami trzyma poćwiartowane zwłoki ofiar.
Dyskretnie mu się przyjrzałam. Był wysoki i nie wątpliwie umięśniony, pod białym podkoszulkiem rysowały się ładnie wyrzeźbione mięśnie i to nie takie wyhodowane z odżywek, ale z podnoszenia ciężkich przedmiotów, ćwiczeń i ciężkiej pracy.
Gdyby okazał się psychopatą, nie miałabym szans na ucieczkę, a co dopiero w bezpośrednim starciu.
Wytężając umysł próbowałam sobie przypomnieć choć odrobinę informacji zaczerpniętych z zajęć samoobrony na które w zeszłym roku zapisała mnie mama. Nagle pożałowałam że pojawiłam się tam, na zaledwie dwóch spotkaniach.
Westchnęłam bezgłośnie i przyjrzałam się jego ciału w poszukiwaniu słabych punktów. Przeczytałam gdzieś, kiedyś, że na słabe punkty przeciętnego mężczyzny składa się nos, krocze, przedstopie i brzuch. W sumie gdybym uderzyła go wystarczająco mocno w splot słoneczny, mogłabym zyskać kilka cennych sekund. Popatrzyłam przelotnie na swoje ręce a potem na Kevin'a który przybrawszy postawę wojownika nie przestawał bacznie mi się przyglądać. Nie wyglądał na faceta którego dałabym radę przewrócić, albo chociaż nim zachwiać.
Przez ramię aż do obojczyka biegła gruba poszarpana blizna, długa na około 15 centymetrów. Po stanie skóry i jej lekkim zaróżowieniu wywnioskowałam że to pamiątka po głębokiej, ciężkiej do zagojenia ranie, powstałej nie więcej niż rok temu. Wyglądała na ranę postrzałową albo zadaną długim ostrym narzędziem.
- Co ci się stało? - wyrwało mi się, zanim zdążyłam zapanować nad własnym językiem.
Przeszył mnie wzrokiem po czym domyśliwszy się co mam na myśli, przeniósł spojrzenie na to bliznę to znów na mnie
- Wypadek przy pracy. - odparł.
Kiedy byliśmy już na zewnątrz, naszła mnie myśl. Mogło być jeszcze jedno rozwiązanie tej zagadki.
- Polujesz? - zapytałam sama do końca w to nie dowierzając.
Bo niby jakie zwierzę miało zrobić mu coś takiego. Napewno nie jeleń.
Parsknął śmiechem a jego twarz nabrała ironicznego wyrazu, zupełnie jakbym powiedziała że słonie mają skrzydła i do tego potrafią z nich korzystać, lub coś równie absurdalnego. Nim się spostrzegłam pchnął mnie w stronę szopy, tak że mało brakowało i uderzyłabym głową o spróchniałe deski zdewastowanej ściany. Następnie przyparł mnie do nich i oparł dłonie o ścianę po obu stronach mojej głowy. Nachylił się nade mną tak że czułam jego ciepły oddech na policzku. Kiedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej, po plecach przebiegły mi przyjemne dreszcze.
- Tak poluję. - wyszeptał mi do ucha, odganiając z niego kilka zabłąkanych kosmyków i zakładają je za ucho.
Odsunął się, ale tylko na taką odległość by móc spojrzeć mi w oczy.
- I nie, nie chcesz wiedzieć na co. - dokończył niemal muskając moje ucho ustami.
Nie patrzyłam na niego. Zmieszany wzrok wbiłam w jego klatkę piersiową która akuratnie znajdowała się na wysokości moich oczu. Mimo to oczyma wyobraźni, niemal mogłam dostrzec jak posyła mi zadziorny uśmiech.
Nie wiedziałam co powinnam zrobić, odważna i pyskata część mnie, właśnie kuliła się gdzieś w kącie mojej osobowości, szukając choć odrobiny sensu w tym wszystkim co dzisiaj usłyszałam i zobaczyłam.
Wiatr poruszył delikatnie moimi włosami, sprawiając że część z nich opadła mi na twarz, a kilka z nich subtelnie smagało kości policzkowe Kevina. Po chwili jednak ten chwycił je w dwa palce i czułym gestem, założył mi za ucho. Kiedy zabierał dłoń, ledwo wyczuwalnie przejechał opuszkiem palca po moim policzku.
Czułam jak mój instynkt powoli przekształca lęk i niepewność w czystą dawkę gniewu i irytacji. Jeszcze trochę i ta karuzela gniewnych spojrzeń i czułych gestów doprowadzi mnie do szału lub w najlepszym wypadku skończy się emocjonalnym pawiem.
Szybkim ruchem chwyciłam jego dłoń i odsunęłam od siebie.
- Posłuchaj no ty... - już miałam wygarnąć mu że zachowuje się jak jakiś cholerny psychopata i powiedzieć że jeżeli mnie nie puści zadzwonię na policję. Pomijając fakt że nie byłam pewna co do żywotności mojego telefonu, byłam prawie pewna że jestem w stanie spełnić te groźby.
Nagle on położył palec na moich ustach w geście znaczącym że powinnam zamilknąć i odwrócił głowę w stronę ścieżki jakby, czegoś nasłuchując.
Ale ja wcale nie zamierzałam być cicho.
- To jakieś żarty? Jeżeli naprawdę myślałeś że mnie nastraszysz to wiedz że ci się nie udało. - kłamałam jak z nut i Kevin zapewne zdawał sobie z tego sprawę. Jeszcze parę minut temu byłam przerażona.
Nie wiem dlaczego ale przywiódł mi na myśl, ciężkie powietrze obwieszczające nadejście huraganu, z pozoru ciepłe ale mimo to złowieszcze i przytłaczające. Taka subtelna zapowiedź hamowanego przez pewien czas gniewu. Czułam że jeżeli szybko czegoś nie wymyślę to skończy się to dla mnie gorzej niż źle i poznam go od tej strony, od której nie mam najmniejszej ochoty poznawać.
Odwróciłam się na pięcie aby spojrzeć mu w twarz.
Kiedy spojrzałam w jego oczy nawiedziło mnie uczucie, lodowatego zimna, zupełnie jakbym włożyła rękę, pod taflę lodu na zamarzniętym jeziorze. Przywiodły mi na myśl koszmar który nawiedził mnie dzisiejszej nocy.
Zimne i nieprzeniknione.
Po chwili jednak dostrzegłam w nim ciekawość. Zupełnie jakby właśnie planował wedrzeć się do mojego umysłu i dowiedzieć ile zobaczyłam.
I jak tłumaczę sobie to co zobaczyłam.
Właściwie sama się nad tym zastanawiałam.
Nie wątpliwie widziałam więcej niż powinnam była zobaczyć, aby zachować w głowie obraz Kevina jako dobrego i opiekuńczego chłopaka jakim dotychczas wydawał się być.
Ale ewidentnie zbyt mało aby zaspokoić moją wrodzoną ciekawość i wewnętrzny głód informacji, który wzmagał się z każdym odsłoniętym fragmentem tej przedziwnej tajemnicy jaką stanowił TEN chłopak.
Chłopak który stał teraz przede mną z nieodgadnionym wyrazem twarzy i żalem w oczach. Zupełnie jakby miał mi za złe że tu weszłam i odkryłam TO.
Ha! Na pewno miał mi za złe, bowiem nie wyglądał mi na kogoś kto chętnie dzieli się swoim życiem prywatnym.
A już na pewno nie brudnymi sekretami. Jednym z których jakby nie patrzeć niewątpliwie był ten pokój. Bo kto normalny trzyma w szopie za domem kolekcję broni, liczącą tyle egzemplarzy i rodzajów że, byłaby w stanie spokojnie zaopatrzyć nie mały oddział partyzancki.
Muszę przyznać zaskoczył mnie. Nie tego się spodziewałam. Tak naprawdę sama nie wiem czego się spodziewałam wchodząc, prawie włamując się, do ukrytego pomieszczenia w szopie, koło domu w środku lasu.
Świerszczyków?
Gdybym nie stała kompletnie sparaliżowana strachem naprzeciwko Kevina który emanował furią na wszystkie możliwe strony, chyba bym się roześmiała.
Przyjrzałam mu się.
Nie, nie wyglądał na faceta czytającego Świerszczyki. Raczej kryminały lub literaturę medyczną.
Jego inteligentne oczy lustrowały mnie. Kawałek po kawałku, jakby próbując wyczytać emocje jakie mną targały w tej chwili. Nie potrzebnie. Podejrzewam że przerażenie i zakłopotanie jakie zazwyczaj odczuwa dziecko złapane na gorącym uczynku miałam wypisane na twarzy.
Nie, był zbyt przystojny żeby potrzebować świerszczyków.
To komiczne. Stoję w sekretnym składziku broni palnej (i nie tylko), z jego wkurzonym właścicielem i zastanawiam się czy nie czyta Świerszczyków.
- Nie powinienem był cię tu zabierać. - powiedział – Nie powinnaś była zobaczyć tego wszystkiego. - kopnął w jeden z metalowych regałów z którego spadło kilka kul, żeby chwilę później potoczyć się po podłodze we wszystkich możliwych kierunkach.
Złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę drzwi. Jego palce boleśnie wbijały się w moją skórę, ale on, najwyraźniej kompletnie nie strudzony tym faktem, dalej uparcie wlókł mnie w stronę wyjścia z szopy.
Moja sytuacja nie przedstawiała się zbytnio korzystnie. Utwierdziwszy się w przekonaniu że próba wyrwania się i natychmiastowej ucieczki nie wchodzi w grę, powróciłam do swoich przemyśleń i kontynuowałam moje małe, wewnętrzne śledztwo, z nadzieją że być może nasunie mi się coś co umożliwi mi wyrwanie się z tej beznadziejnej sytuacji.
Rozważyłam więc inne opcje.
Wybiegając wyobraźnią dalej mogłam pomyśleć że jest seryjnym mordercą, a w lodówce za stalowymi drzwiami trzyma poćwiartowane zwłoki ofiar.
Dyskretnie mu się przyjrzałam. Był wysoki i nie wątpliwie umięśniony, pod białym podkoszulkiem rysowały się ładnie wyrzeźbione mięśnie i to nie takie wyhodowane z odżywek, ale z podnoszenia ciężkich przedmiotów, ćwiczeń i ciężkiej pracy.
Gdyby okazał się psychopatą, nie miałabym szans na ucieczkę, a co dopiero w bezpośrednim starciu.
Wytężając umysł próbowałam sobie przypomnieć choć odrobinę informacji zaczerpniętych z zajęć samoobrony na które w zeszłym roku zapisała mnie mama. Nagle pożałowałam że pojawiłam się tam, na zaledwie dwóch spotkaniach.
Westchnęłam bezgłośnie i przyjrzałam się jego ciału w poszukiwaniu słabych punktów. Przeczytałam gdzieś, kiedyś, że na słabe punkty przeciętnego mężczyzny składa się nos, krocze, przedstopie i brzuch. W sumie gdybym uderzyła go wystarczająco mocno w splot słoneczny, mogłabym zyskać kilka cennych sekund. Popatrzyłam przelotnie na swoje ręce a potem na Kevin'a który przybrawszy postawę wojownika nie przestawał bacznie mi się przyglądać. Nie wyglądał na faceta którego dałabym radę przewrócić, albo chociaż nim zachwiać.
Przez ramię aż do obojczyka biegła gruba poszarpana blizna, długa na około 15 centymetrów. Po stanie skóry i jej lekkim zaróżowieniu wywnioskowałam że to pamiątka po głębokiej, ciężkiej do zagojenia ranie, powstałej nie więcej niż rok temu. Wyglądała na ranę postrzałową albo zadaną długim ostrym narzędziem.
- Co ci się stało? - wyrwało mi się, zanim zdążyłam zapanować nad własnym językiem.
Przeszył mnie wzrokiem po czym domyśliwszy się co mam na myśli, przeniósł spojrzenie na to bliznę to znów na mnie
- Wypadek przy pracy. - odparł.
Kiedy byliśmy już na zewnątrz, naszła mnie myśl. Mogło być jeszcze jedno rozwiązanie tej zagadki.
- Polujesz? - zapytałam sama do końca w to nie dowierzając.
Bo niby jakie zwierzę miało zrobić mu coś takiego. Napewno nie jeleń.
Parsknął śmiechem a jego twarz nabrała ironicznego wyrazu, zupełnie jakbym powiedziała że słonie mają skrzydła i do tego potrafią z nich korzystać, lub coś równie absurdalnego. Nim się spostrzegłam pchnął mnie w stronę szopy, tak że mało brakowało i uderzyłabym głową o spróchniałe deski zdewastowanej ściany. Następnie przyparł mnie do nich i oparł dłonie o ścianę po obu stronach mojej głowy. Nachylił się nade mną tak że czułam jego ciepły oddech na policzku. Kiedy jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej, po plecach przebiegły mi przyjemne dreszcze.
- Tak poluję. - wyszeptał mi do ucha, odganiając z niego kilka zabłąkanych kosmyków i zakładają je za ucho.
Odsunął się, ale tylko na taką odległość by móc spojrzeć mi w oczy.
- I nie, nie chcesz wiedzieć na co. - dokończył niemal muskając moje ucho ustami.
Nie patrzyłam na niego. Zmieszany wzrok wbiłam w jego klatkę piersiową która akuratnie znajdowała się na wysokości moich oczu. Mimo to oczyma wyobraźni, niemal mogłam dostrzec jak posyła mi zadziorny uśmiech.
Nie wiedziałam co powinnam zrobić, odważna i pyskata część mnie, właśnie kuliła się gdzieś w kącie mojej osobowości, szukając choć odrobiny sensu w tym wszystkim co dzisiaj usłyszałam i zobaczyłam.
Wiatr poruszył delikatnie moimi włosami, sprawiając że część z nich opadła mi na twarz, a kilka z nich subtelnie smagało kości policzkowe Kevina. Po chwili jednak ten chwycił je w dwa palce i czułym gestem, założył mi za ucho. Kiedy zabierał dłoń, ledwo wyczuwalnie przejechał opuszkiem palca po moim policzku.
Czułam jak mój instynkt powoli przekształca lęk i niepewność w czystą dawkę gniewu i irytacji. Jeszcze trochę i ta karuzela gniewnych spojrzeń i czułych gestów doprowadzi mnie do szału lub w najlepszym wypadku skończy się emocjonalnym pawiem.
Szybkim ruchem chwyciłam jego dłoń i odsunęłam od siebie.
- Posłuchaj no ty... - już miałam wygarnąć mu że zachowuje się jak jakiś cholerny psychopata i powiedzieć że jeżeli mnie nie puści zadzwonię na policję. Pomijając fakt że nie byłam pewna co do żywotności mojego telefonu, byłam prawie pewna że jestem w stanie spełnić te groźby.
Nagle on położył palec na moich ustach w geście znaczącym że powinnam zamilknąć i odwrócił głowę w stronę ścieżki jakby, czegoś nasłuchując.
Ale ja wcale nie zamierzałam być cicho.
- To jakieś żarty? Jeżeli naprawdę myślałeś że mnie nastraszysz to wiedz że ci się nie udało. - kłamałam jak z nut i Kevin zapewne zdawał sobie z tego sprawę. Jeszcze parę minut temu byłam przerażona.
Posłał mi
karcące spojrzenie i nie przestając nasłuchiwać dał mi znak że
powinnam się zamknąć, ale ja ani myślałam przerywać swojego
monologu – Zdajesz sobie sprawę z tego że zachowujesz się jak
jakiś cholerny psychopata? A może jesteś w jakiejś mafii? Nie
wiem co ty sobie myślisz, ale...
Moje dalsze oskarżenia zagłuszył głośny pomruk silnika i wtem spomiędzy drzew wyłoniło się czarne Audi A6. Samochód wjechał na polanę,żeby po chwili przyhamować tuż przed nami, wznosząc w powietrze chmurę kurzu, która niewątpliwie osiądzie na świeżo wypucowanym Jeep'ie Kevina.
Auto wyglądało na nowe, mogłam sobie wyobrazić jak przed kilkoma chwilami wyjeżdża z salonu. Czarny jak smoła lakier, odbijał słabe promienie słońca, przedzierające się przez zachmurzone niebo. Szyby były przyciemniane co znacznie ograniczyło mi zidentyfikowanie kierowcy, ale jak widać Kevinowi nie sprawiło to problemu, bo zmrużywszy oczy prawie nie zauważalnie się wzdrygnął. Jego cera z karmelowej, zmieniła barwę na kredowo białą, co w zestawieniu z kropelkami potu na jego czole i szokiem wymalowanym na twarzy nie wróżyło nic dobrego.
Kevin stanąwszy przede mną, odwrócił się twarzą do samochodu, prawie całkowicie zasłaniając mi widok. Objął dłońmi moją talię, jakby próbując schować mnie za sobą.
Całkowicie zdezorientowana, niepewnie wychyliłam się zza jego ramienia, aby wyjrzeć na polanę.
Drzwi samochodu otworzyły się z cichym szczęknięciem zamka, a ze środka wysiadła smukła brunetka.
Miała na sobie czarną kurtkę, tego samego koloru oficerki i króciutkie jeansowe szorty, które eksponowały jej już i tak bardzo długie i zgrabne nogi. Z gracją zatrzasnęła za sobą drzwi do samochodu i oparła sobie ręce na biodrach.
Uśmiechnęła się tajemniczo do Kevin'a i zrobiła parę kroków w przód, finezyjnie kołysząc przy tym biodrami.
- Oh, Kevin kochanie, tęskniłam za tobą. - oznajmiła, podchodząc na tak małą odległość, że mogłam policzyć ilość ząbków u zamka jej skórzanej kurtki.
Mimo że Kevin stał odwrócony do mnie plecami, mogłam sobie bez trudu wyobrazić wymalowany na jego twarzy szok. Najwidoczniej dziewczynie nie zbyt to przeszkadzało, bo po chwili zarzuciła mu ręce na szyję.
Chłopak stał bez ruchu, nie odepchnął dziewczyny ani też nie odwzajemnił uścisku, dopiero po zdecydowanie zbyt długiej, niezręcznej chwili ciszy zdołał wydusić z siebie kilka słów, jednocześnie usiłując delikatnie odsunąć ją od siebie, która jednak przylgnęła do niego jak bluszcz, wyraźnie pokazując że ani myśli się ruszyć.
- Jak mnie znalazłaś? - zapytał zimno, zbyt zszokowany że posilić się na bardziej stanowczy ton.
Wykrzywiła starannie pomalowane czerwoną szminką wargi, w czymś na wzór złośliwego uśmiechu.
- Głuptasie, chyba nie myślałeś że uda ci się przede mną ukryć? - zapytała, wyraźnie rozbawiona infantylnością chłopaka – Po za tym to nie było aż takie trudne, wyszedłeś z wprawy, kochanie. Znalazłabym cię wszędzie, gdziekolwiek byś się nie ukrył. - wyszeptała mu do ucha, dokładnie akcentując ostatnie zdanie.
- A ty to kto? - jej ton z przesłodzonego zmienił się w ociekający jadem kiedy tylko zadała sobie sprawę z mojej obecności.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie. - mruknęłam, dziarsko nie spuszczając wzroku i obdarzając ją równie nieprzyjemnym spojrzeniem.
Moje dalsze oskarżenia zagłuszył głośny pomruk silnika i wtem spomiędzy drzew wyłoniło się czarne Audi A6. Samochód wjechał na polanę,żeby po chwili przyhamować tuż przed nami, wznosząc w powietrze chmurę kurzu, która niewątpliwie osiądzie na świeżo wypucowanym Jeep'ie Kevina.
Auto wyglądało na nowe, mogłam sobie wyobrazić jak przed kilkoma chwilami wyjeżdża z salonu. Czarny jak smoła lakier, odbijał słabe promienie słońca, przedzierające się przez zachmurzone niebo. Szyby były przyciemniane co znacznie ograniczyło mi zidentyfikowanie kierowcy, ale jak widać Kevinowi nie sprawiło to problemu, bo zmrużywszy oczy prawie nie zauważalnie się wzdrygnął. Jego cera z karmelowej, zmieniła barwę na kredowo białą, co w zestawieniu z kropelkami potu na jego czole i szokiem wymalowanym na twarzy nie wróżyło nic dobrego.
Kevin stanąwszy przede mną, odwrócił się twarzą do samochodu, prawie całkowicie zasłaniając mi widok. Objął dłońmi moją talię, jakby próbując schować mnie za sobą.
Całkowicie zdezorientowana, niepewnie wychyliłam się zza jego ramienia, aby wyjrzeć na polanę.
Drzwi samochodu otworzyły się z cichym szczęknięciem zamka, a ze środka wysiadła smukła brunetka.
Miała na sobie czarną kurtkę, tego samego koloru oficerki i króciutkie jeansowe szorty, które eksponowały jej już i tak bardzo długie i zgrabne nogi. Z gracją zatrzasnęła za sobą drzwi do samochodu i oparła sobie ręce na biodrach.
Uśmiechnęła się tajemniczo do Kevin'a i zrobiła parę kroków w przód, finezyjnie kołysząc przy tym biodrami.
- Oh, Kevin kochanie, tęskniłam za tobą. - oznajmiła, podchodząc na tak małą odległość, że mogłam policzyć ilość ząbków u zamka jej skórzanej kurtki.
Mimo że Kevin stał odwrócony do mnie plecami, mogłam sobie bez trudu wyobrazić wymalowany na jego twarzy szok. Najwidoczniej dziewczynie nie zbyt to przeszkadzało, bo po chwili zarzuciła mu ręce na szyję.
Chłopak stał bez ruchu, nie odepchnął dziewczyny ani też nie odwzajemnił uścisku, dopiero po zdecydowanie zbyt długiej, niezręcznej chwili ciszy zdołał wydusić z siebie kilka słów, jednocześnie usiłując delikatnie odsunąć ją od siebie, która jednak przylgnęła do niego jak bluszcz, wyraźnie pokazując że ani myśli się ruszyć.
- Jak mnie znalazłaś? - zapytał zimno, zbyt zszokowany że posilić się na bardziej stanowczy ton.
Wykrzywiła starannie pomalowane czerwoną szminką wargi, w czymś na wzór złośliwego uśmiechu.
- Głuptasie, chyba nie myślałeś że uda ci się przede mną ukryć? - zapytała, wyraźnie rozbawiona infantylnością chłopaka – Po za tym to nie było aż takie trudne, wyszedłeś z wprawy, kochanie. Znalazłabym cię wszędzie, gdziekolwiek byś się nie ukrył. - wyszeptała mu do ucha, dokładnie akcentując ostatnie zdanie.
- A ty to kto? - jej ton z przesłodzonego zmienił się w ociekający jadem kiedy tylko zadała sobie sprawę z mojej obecności.
- O to samo mogłabym zapytać ciebie. - mruknęłam, dziarsko nie spuszczając wzroku i obdarzając ją równie nieprzyjemnym spojrzeniem.
Rzuciła mi pogardliwe spojrzenie,
jednak po chwili coś w jej twarzy drgnęło. Oczy pozostały chłodne
i nienawistne, za to kąciki jej ust uniosły się wysoko ku niebu,
wykrzywiając twarz w paskudnie sztucznym uśmiechu.
- Ah... No tak bym zapomniała. – jej głos znów przybrał sztuczną, przesłodzoną barwę. Jakby w roztargnieniu, przyłożyła sobie dłoń do czoła w teatralnym geście, ukazującym wstyd za to że śmiała zapomnieć o czymś tak ważnym. - Jestem Sharlyn, – dodała – DZIEWCZYNA Kevin'a.
Nacisk na przedostatnie słowo był tak wyraźny że byłam prawie pewna że zaraz mi je przeliteruje, nie będąc pewna czy zrozumiałam.
Starannie starałam się ukryć targające mną emocje, w związku z tym posłałam jej obojętne spojrzenie, ale po triumfującym wyrazie jej twarzy już wiedziałam że przegrałam.
Bowiem rumieńca gniewu i wstydu nie da się ukryć.
Zazdrość to żenujące uczucie, robimy przez nią rzeczy z których wcześniej szydziliśmy, aż w pewnym momencie zapominamy kim jesteśmy.
Kim byliśmy.
_______________________________________________
Po pierwsze, przepraszam za (równo!?) półroczną przerwę, ale naprawdę mój czas i wena zostały zniwelowane do minimum. Rozdział był tak naprawdę gotowy od 5 miesięcy, przed chwilą dopisałam ostatnie pół strony. Mam nadzieję że chcoć trochę zrekompensuję wam przeokropnie długi czas oczekiwania na niego.
Po drugie, przepraszam za wszystkie błędy: interpunkcyjne, ortograficzne, stylistyczne, logiczne i tp.
Po trzecie, dziękuję za to że piszecie komentarze, to w sumie jedyny powód dla którego opublikowałam ten rozdział - świadomość że ktoś to czyta.
Po czwarte, mam już pomysł na drugie opowiadanie, ale postanowiłam sobie że najpierw skończe to (a do tego jeszcze długa droga).
Po piąte, rozdziały będą się pojawiąć się nieregularnie ale postaram się wstawiać je częściej niż co pół roku xd.
Po szóste, jeszcze raz przepraszam i dziękuję za wszystkie miłe komentarze i motywację, to naprawdę sprawia że bardziej chce się pisać ♥.
- Ah... No tak bym zapomniała. – jej głos znów przybrał sztuczną, przesłodzoną barwę. Jakby w roztargnieniu, przyłożyła sobie dłoń do czoła w teatralnym geście, ukazującym wstyd za to że śmiała zapomnieć o czymś tak ważnym. - Jestem Sharlyn, – dodała – DZIEWCZYNA Kevin'a.
Nacisk na przedostatnie słowo był tak wyraźny że byłam prawie pewna że zaraz mi je przeliteruje, nie będąc pewna czy zrozumiałam.
Starannie starałam się ukryć targające mną emocje, w związku z tym posłałam jej obojętne spojrzenie, ale po triumfującym wyrazie jej twarzy już wiedziałam że przegrałam.
Bowiem rumieńca gniewu i wstydu nie da się ukryć.
Zazdrość to żenujące uczucie, robimy przez nią rzeczy z których wcześniej szydziliśmy, aż w pewnym momencie zapominamy kim jesteśmy.
Kim byliśmy.
_______________________________________________
Po pierwsze, przepraszam za (równo!?) półroczną przerwę, ale naprawdę mój czas i wena zostały zniwelowane do minimum. Rozdział był tak naprawdę gotowy od 5 miesięcy, przed chwilą dopisałam ostatnie pół strony. Mam nadzieję że chcoć trochę zrekompensuję wam przeokropnie długi czas oczekiwania na niego.
Po drugie, przepraszam za wszystkie błędy: interpunkcyjne, ortograficzne, stylistyczne, logiczne i tp.
Po trzecie, dziękuję za to że piszecie komentarze, to w sumie jedyny powód dla którego opublikowałam ten rozdział - świadomość że ktoś to czyta.
Po czwarte, mam już pomysł na drugie opowiadanie, ale postanowiłam sobie że najpierw skończe to (a do tego jeszcze długa droga).
Po piąte, rozdziały będą się pojawiąć się nieregularnie ale postaram się wstawiać je częściej niż co pół roku xd.
Po szóste, jeszcze raz przepraszam i dziękuję za wszystkie miłe komentarze i motywację, to naprawdę sprawia że bardziej chce się pisać ♥.